- Nie możemy być obojętni w tej sprawie - mówili. Uczestnicy demonstracji zgromadzili się na gliwickim Rynku, po czym przemaszerowali główną ulicą miasta. Nieśli flagi Tybetu i transparenty z napisami: "Gliwice-Tybet-Solidarni". Niemal każdy miał jakiś pomarańczowy element - to kolor ubioru tybetańskich mnichów. Wielu demonstrantów miało zawiązane wstążkami usta, co symbolizowało brak wolności słowa w Chinach. Niektóre transparenty nawiązywały do symboliki Igrzysk Olimpijskich. Na jednym z nich kółka olimpijskie były wykonane z drutu kolczastego, na innym zostały wpisane w gąsienicę czołgu. Wśród uczestników manifestacji znaleźli się politycy i samorządowcy, m.in. prezydent Gliwic Zygmunt Frankiewicz. - Nie możemy pozostać obojętni na krzywdę innych, tak jak kiedyś świat interesował się tym, co dzieje się w Polsce. Jesteśmy winni taką międzynarodową solidarność innym ludziom- mówiła posłanka do Parlamentu Europejskiego Genowefa Grabowska. Jak dodała, PE przyjął rezolucję w sprawie Tybetu. Za nią mają pójść konkretne działania, które pomogą w pokojowym rozwiązaniu konfliktu. Poseł Marek Krząkała(PO) podkreślał, że nie można być obojętnym na naruszanie ludzkiej godności. "Zło się rodzi tam, gdzie brakuje dobra, gdzie jest za dużo obojętności - przypomniał. Do manifestantów przemówił też mężczyzna, który przedstawił się jako górnik z kopalni "Sośnica". - Tutaj są sami młodzi ludzie, studenci. Musicie w tej sprawie przemówić też do zwykłych, prostych ludzi. Kiedy rozmawiam z kolegami z pracy, oni nie rozumieją, dlaczego ta sprawa jest tak ważna - apelował. Za udział w akcji dziękowała uczestnikom młoda tybetanka mieszkająca w Polsce. "Uważam, że w Chinach nie powinny się odbywać Igrzyska Olimpijskie w sytuacji, w której są tam więzieni i torturowani ludzie - za własne przekonania" - powiedziała. Zaznaczyła, że konflikt w Tybecie powinno się rozwiązać pokojowymi metodami. Jeden z organizatorów Andrzej Bialkowski-Miler podreślał, że intencją było zorganizowanie manifestacji popierającej Tybet, a nie sprzeciwiającej się Chinom. Jak mówili organizatorzy, media poświęcają sprawom Tybetu coraz mniej zainteresowania, tymczasem sytuacja jest tam w dalszym ciągu dramatyczna - po starciach z chińską policją i wojskiem zginęło około 130 osób, 1000 zostało rannych, a 400 jest trzymanych w areszcie. Zatrzymanym grożą tortury, a potem niesprawiedliwe procesy. Organizatorzy manifestacji podkreślali, że na dobrą sprawę nie wiadomo, co teraz dzieje się w Tybecie, dlatego zaapelowali do władz Chin o wpuszczenie do Tybetu niezależnych dziennikarzy. Domagają się też powołania przedstawiciela Unii Europejskiej ds. Tybetu.