Na zakupy artykułów spożywczych najwięcej pieniędzy wydaje Urząd Marszałkowski w Katowicach - to aż 80 tys. zł rocznie (ponad 6,6 tys. zł miesięcznie). Właśnie ogłoszono przetarg, dzięki któremu urzędowe półmiski będą wypełnione do końca roku. - Artykuły te są zamawiane na potrzeby całego urzędu, w tym placówek zamiejscowych. Rozdysponowywane są pomiędzy gabinety marszałków, trafiają też do sekretariatów poszczególnych wydziałów - tłumaczy Aleksandra Marzyńska, rzecznik prasowy marszałka. Wśród asortymentu: delicje (różne smaki), jeżyki w czekoladzie i pieguski. Co pewien czas urząd marszałkowski organizuje przetargi na słodkości - właśnie został ogłoszony kolejny na produkty, które urzędnicy otrzymają do końca roku. - Największy koszt to woda mineralna, którą zgodnie z obowiązującymi przepisami pracodawca musi zapewnić wszystkim pracownikom. Zapewniam, że zamawiając produkty spożywcze staramy się pogodzić zarówno jakość, jak i cenę. Jakość musi być odpowiednia do prestiżu urzędu - tłumaczy Marzyńska. Ostrożniej w wojewódzkim W urzędzie wojewódzkim słodyczy zjada się zdecydowanie mniej. - Kupujemy je tylko dla wojewody, wicewojewodów i dyrektora generalnego urzędu - mówi Maciej Wontor z zakładu obsługi urzędu wojewódzkiego. Wartość konferencyjnego asortymentu jest tym samym zdecydowanie niższa niż w marszałkowskim. - Miesięcznie wydajemy około 2 tys. zł i nie organizujemy przetargów. To nie są na tyle duże kwoty. Po prostu uzupełniamy braki na bieżąco, zostawiając jedynie drobny zapas. Dodam, że na stołach pojawia się to samo niezależnie z kim spotyka się wojewoda, nawet jeśli to jest premier - dodaje Wontor. W asortymencie urzędu wojewódzkiego podobnie jak w marszałkowskim dominują pieguski, jeżyki, ptasie mleczko i paluszki. Dodatkiem są ciasteczka Rafaello, które są przysmakiem wojewody Zygmunta Łukaszczyka. - To chyba stały repertuar łakoci w urzędach, bo gdy się jeździ po kraju, to na konferencjach podają podobne przysmaki. Czasem jeszcze spotykam wafelki, choć królują zazwyczaj postne paluszki - śmieje się wojewoda Łukaszczyk. Jeden dzień prezydenta Najmniej łakoci kupują w Urzędzie Miejskim w Katowicach, a i tak podobno nie ma ich kto jeść. - Dlatego najważniejszym kryterium przy zakupach artykułów spożywczych jest dla nas nie rodzaj czy firma, a okres ważności. Zależy nam, by słodycze się nie zestarzały. Wydajemy na nie 2-3 tys. zł rocznie, nieco więcej na kawę i herbatę, ale to schodzi na bieżąco - tłumaczy Jakub Jarząbek z katowickiego magistratu. Jedynym dniem, w którym urzędnicy w Katowicach podobno bardziej folgują sobie ze słodkościami jest noworoczne spotkanie z prezydentem Piotrem Uszokiem. Wówczas serwowane są makówki, które jednak prezydent przyrządza na własny koszt. Uwaga podgryzacze! Wszystkim miłośnikom konferencyjnego "podgryzania" łakoci przypominamy, że połączenie siedzącego trybu życia z folgowaniem sobie ze słodyczami, to najkrótsza droga do otyłości (a dalej m.in. cukrzycy, nadciśnienia czy miażdżycy). Jak twierdzą dietetycy - jeśli mamy w perspektywie długi dzień wypełniony spotkaniami, lepiej zjeść konkretny posiłek wcześniej, a nie zapychać się np. paluszkami. Prócz przeciwwskazań medycznych trzeba dodać to, że jeśli jesteśmy głodni, a przed sobą talerz ze słodkościami, to zamiast skoncentrować się na spotkaniu, myślimy tylko o jedzeniu, a to chyba wydajnej pracy nie służy. Urzędników więc prosimy - folgujcie swoim słabościom ostrożnie... Łukasz Buszman, lukasz.buszman@echomiasta.pl