28 stycznia mija siódma rocznica tej największej katastrofy budowlanej w historii Polski. Zginęło wówczas 65 osób, a ponad 140 zostało rannych. Gdy ok. godz. 17.15 runął dach hali, wewnątrz trwały międzynarodowe targi i ogólnopolska wystawa gołębi pocztowych. W poniedziałek rano przy pomniku stojącym w pobliżu placu po zawalonym pawilonie zebrało się kilkadziesiąt osób. Kwiaty złożyli m.in. wojewoda śląski, marszałek woj. śląskiego, prezydenci Katowic i Chorzowa, a także przedstawiciele straży pożarnej, pogotowia, ratowników górniczych i Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych. Wśród zebranych byli m.in. bliscy uczestników tamtej katastrofy. Synowie, synowa, brat i bratanek Ewy Błaszczyk z Chorzowa uratowali się, zginęli jednak ich znajomi. - Przeżywaliśmy to bardzo długo, mimo że najbliższym się udało. Nic im się nie stało, synowa tylko bardziej to przechodzi, choruje do dzisiaj. Przychodzimy tu co roku znicz zapalić. To podziękowanie, że się im udało i wspomnienie o tych, którzy zginęli, o znajomych - mówiła Błaszczyk. Wojewoda Zygmunt Łukaszczyk, który przed siedmiu laty koordynował akcję ratowniczą, podziękował za udział w niej wszystkim służbom. Zaapelował też o pamięć o tej katastrofie. - Nikt by nie myślał z tych, którzy zginęli i tych, którzy byli ranni, że gołąb - symbol pokoju - stanie się również pewnym symbolem tragedii. (...) Powinniśmy o tym zdarzeniu pamiętać - wskazał. Łukaszczyk był pytany przez dziennikarzy o sprawę pozwu zbiorowego, który w poniedziałek po południu ma trafić do warszawskiego sądu. Strona powodowa - 33 bliskich ofiar katastrofy - domaga się uznania, że za tragedię odpowiada Skarb Państwa, co ułatwiłoby późniejsze dochodzenie roszczeń. Ich pełnomocnik powołuje się m.in. na wydane w maju ub. roku orzeczenie Sądu Najwyższego w tej sprawie. Wojewoda przypomniał, że organizatorem wystawy była spółka Międzynarodowe Targi Katowickie, od której dziś - jak się wyraził - trudno "czegokolwiek dochodzić z racji tego, że spółka nie ma nawet możliwości upadłości". - Stąd prawdopodobnie podmiot składający wniosek kieruje go w stronę Skarbu Państwa jako osoby prawnej, wiarygodnej - ocenił. Zdaniem Łukaszczyka sprawa zadośćuczynień powinna zostać jak najszybciej rozstrzygnięta, zwrócił jednak uwagę na kwestie formalne. Jak wyjaśnił, trzeba rozgraniczać odpowiedzialność organizatora, w tym przypadku - wystawy, od innych spraw, w których wypadkom ulegały osoby "w sytuacjach, gdzie organizatorem było np. państwo". Wojewoda uważa, to na podmiocie gospodarczym, organizującym jakiekolwiek przedsięwzięcie spoczywa "cały obowiązek". - Państwo nie może odpowiadać za organizatorów wszystkich tego typu zdarzeń (...) odbywających się w budynkach Skarbu Państwa - przekonywał Łukaszczyk. - Inną sprawą jest kwestia formalna orzeczenia sądu, że było to mienie Skarbu Państwa, w związku z czym kwestia odszkodowawcza może być kierowana w tę stronę - powiedział. Od dnia katastrofy do sądów w Katowicach i Chorzowie wpłynęło ok. stu jednostkowych spraw o odszkodowania. Do rozpoznania zostały jeszcze ostatnie z nich. W zakończonych sprawach sądy zwykle przychylały się do roszczeń, choć zasądzały odszkodowania, zadośćuczynienia i renty w niższej kwocie niż domagali się poszkodowani - od kilku do kilkuset tys. zł. Poszkodowani początkowo kierowali roszczenia pod adresem spółki MTK, ale później także do Skarbu Państwa, podkreślając, że jest on samoistnym posiadaczem terenu, na którym stała hala (MTK były dzierżawcą terenu). Wskazywali też na zaniedbania władzy publicznej w zakresie nadzoru budowlanego, które - co w części potwierdziła również prokuratura - przyczyniły się do katastrofy. W 2008 r. zapadł pierwszy prawomocny wyrok, w którym najpierw chorzowski, a później katowicki sąd zdecydował, że odszkodowanie jednemu z rannych w katastrofie powinna wypłacić nie spółka MTK, ale właśnie państwo. Wyrok w tamtym procesie stał się jednym z argumentów reprezentantów innych pokrzywdzonych.