Krystyna Łamacz, nauczycielka z Technikum Gastronomicznego w Cieszynie przekonuje, że chętnych do nauki w zawodach kucharza czy kelnera nie brakuje. - Co roku mamy zapełnione klasy liczące ok. 30 osób. Tyle też opuszcza co roku naszą szkołę - dodaje. Mimo to rąk do pracy brakuje. - Mamy sporo ofert pracy dla kelnerów i kucharzy. Duże zapotrzebowanie jest na nich szczególnie w miejscowościach takich jak Ustroń, Brenna czy Wisła - mówi Arkadiusz Grygierek, z biura ofert Powiatowego Urzędu Pracy. - Swoje zrobiła emigracja - uważa Grzegorz Zawiliński, który od czterech lat prowadzi restaurację Sielanka w Ustroniu i ciągle boryka się z brakiem szefa kuchni. - Jest naprawdę spore zapotrzebowanie na kucharzy czy kelnerki. Moje ogłoszenie już od paru tygodni widnieje w lokalnych gazetach i jakoś nie ma zainteresowania. Praktycznie od czterech lat nie udało mi się skompletować załogi. Większość pracuje sezonowo, albo - paradoksalnie - chce się zatrudnić od września, kiedy już nie ma sezonu. Brak kucharzy to naprawdę spory problem - mówi Zawiliński. - Robota jest, tylko ludziom nie chce się u nas pracować. Wolą wyjechać za granicę i tam popracować kilka miesięcy a potem leniuchować - mówi anonimowo właściciel jednej z restauracji w Górkach Wielkich. W Beskidach kucharz zarabia od 7 do nawet 15 zł za godzinę, płaca kelnera to od 5 do 11 zł plus napiwki, które czasem dają dodatkowy dochód równy wypłacie. Wykwalifikowani kucharze wykorzystują popyt i oczekują od pracodawców wysokich wynagrodzeń. Stąd lokale, w których nie ma problemów z kadrą jest niewiele. - Kucharz z 10-letnim doświadczeniem chciał dostać 2,5 tys. zł netto, więc przyjąłem na to stanowisko człowieka po kursie, który po prostu potrafi gotować. Na kucharza z prawdziwego zdarzenia po prostu mnie nie stać - mówi właściciel jednej z ustrońskich restauracji. Kamil Pietrzak skończył liceum ogólnokształcące. Od sześciu miesięcy pracuje jako kelner. - To chwilowe zajęcie i jak najszybciej chcę je zmienić, bo nie jest to łatwa praca - mówi młody kelner. Jest też inny problem. Pracodawcy nie szanują pracowników. Potwierdza to Arkadiusz Grygierek z PUP. - Pracodawcy, którzy szanują swoich pracowników, z reguły nie mają problemów kadrowych - zauważa. - Od 15 lat prowadzę ze wspólnikiem Diabli dołek. Pracownicy właściwie się nie zmieniają, bo tworzymy zgrany zespół. Sam też zbieram zamówienia i doceniam pracę moich współpracowników, staram się ich rozumieć. To chyba cała recepta na sukces - stwierdza Edward Nowakowski. Podobną opinię słyszymy u Angeli Krajewskiej prowadzącej Angel's pub w Ustroniu. - Trzeba być po prostu człowiekiem, zapewnić urlop, mieć tylu pracowników, aby wszystko współgrało ze sobą i doceniać ich pracę - mówi właścicielka, która od dwóch lat ma ten sam personel. Dorota Kochman