O zakończeniu śledztwa w tej sprawie poinformował w piątek zespół prasowy śląskiej policji. Wśród podejrzanych są: lekarz, właściciel szkoły jazdy, jego znajoma i instruktor nauki jazdy. Łącznie zarzucono im popełnienie ponad 500 przestępstw. Główni podejrzani nie przyznali się do zarzucanych im czynów. Zarzuty dotyczą czynnego i biernego łapownictwa, podżegania do niego, poświadczania nieprawdy w dokumentach, płatnej protekcji i poplecznictwa. Grozi im do 8 lat więzienia. Proceder polegał przede wszystkim na dopuszczaniu przyszłych kierowców do egzaminów bez obowiązkowych badań lekarskich, poświadczających brak przeciwwskazań zdrowotnych do kierowania pojazdami. Zajmował się tym uprawniony do wydawania takich orzeczeń lekarz, we współpracy z właścicielem szkoły jazdy. Kilka miesięcy temu policjanci zatrzymali podejrzanych. W ich mieszkaniach znaleźli m.in. dokumentację rzekomych badań lekarskich, w tym orzeczenia wystawione in blanco. Wobec obu mężczyzn sąd zastosował poręczenie majątkowe. Gdy właściciel ośrodka wyszedł na wolność, zaczął nakłaniać kursantów, do składania fałszywych zeznań - mieli mówić, że przeszli badania. - Wobec tego policjanci ponownie zatrzymali mężczyznę, a sąd tym razem zdecydował o jego aresztowaniu - powiedział w piątek rzecznik śląskiej policji, podinspektor Andrzej Gąska. Kilku świadkom, którzy składali fałszywe zaznania, również postawiono zarzuty. W tych sprawach materiały wyłączono do odrębnego postępowania. Prowadzone śledztwo potwierdziło wcześniejsze informacje, że większość kursantów w ogóle nie uczestniczyła badaniach lekarskich podczas kursu prawa jazdy, a mimo to otrzymali bezterminowe orzeczenia lekarskie o braku przeciwwskazań do kierowania pojazdami. Były przypadki, że takie zaświadczenie wydano daltonistom i osobom z innymi wadami wzroku. Policjanci potwierdzili też, że w trzech przypadkach właściciel ośrodka szkolenia powoływał się na wpływy w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego i za łapówki obiecywał pomyślny wynik egzaminu na prawo jazdy.