Codziennie pod lasami stoi tyle samochodów, co w niedzielę na parkingach przed marketami. Dyrekcja rybnickiego sanepidu woli dmuchać na zimne i jako jedyna na Śląsku organizuje u siebie specjalny, ostry dyżur dla grzybiarzy amatorów - powiadamia "Dziennik Zachodni". Codziennie od rana w siedzibie stacji dyżuruje specjalnie oddelegowany do tej pracy grzyboznawca, który bezpłatnie udziela informacji. Każdy, kto nie jest pewien czy grzyby, które zebrał są jadalne może przyjść z koszykiem i sprawdzić, czy przypadkiem nie ma w nim jakiegoś "trujaka". - Chcemy, żeby każdy mógł się upewnić, czy znaleziony przez niego okaz nadaje się do garnka. Przecież nie każdy jest ekspertem - mówi Lidia Lazar, zastępca powiatowego inspektora sanitarnego w Rybniku. Akcja sanepidu jest odpowiedzią na to, co dzieje się od pewnego czasu w lasach na całym Śląsku. " Mamy niesamowity wysyp. Podgrzybki i maślaki rosną w bardzo dużych ilościach. Grzybiarze o tym wiedzą i szturmują lasy. Podczas 35 lat pracy nie widziałem jeszcze takiego oblężenia - przyznaje Zenon Pietras, nadleśniczy z Rud Raciborskich. Jednak ochotę na jajecznicę z grzybami mają nie tylko wytrawni zbieracze. "Codziennie pojawia się u nas kilka osób niepewnych swojej wiedzy na temat grzybów. Naszym zadaniem jest rozwianie ich wątpliwości - mówi Lidia Lazar. Działanie przynosi efekty. Rybnicki sanepid nie odnotował jeszcze w tym sezonie żadnych przypadków zatrucia grzybami. "Podobne akcje organizowaliśmy u nas już wcześniej" - dodaje Lazar.