Zatrudniający ponad 910 pracowników tyski szpital należy do największych w regionie. Jego konta są puste - od ponad roku zadłużona placówka realizuje program naprawczy. Wartość komorniczych zajęć jest o ok. 1 mln zł wyższa od kwoty, jaką co miesiąc szpital otrzymuje z Narodowego Funduszu Zdrowia. Jak wyjaśnił w piątek dyrektor, należącego do samorządu województwa szpitala, Andrzej Drybański, początki sprawy sięgają 2007 r., kiedy pielęgniarki wywalczyły 325 zł podwyżki; rok później ówczesna dyrekcja zgodziła się na 425 zł, ale umowa nie była realizowana. Rosły zaległości. 481 pielęgniarek skierowało sprawy do sądu. 264 z nich ma już korzystne dla siebie wyroki sądów. W sumie, wraz z zaległościami wobec ZUS z tego tytułu, to kwota ok. 17 mln zł. Zasądzone kwoty oscylują wokół 20 tys. zł dla jednej pielęgniarki, z czego 10 proc. szpital miał obowiązek wypłacić od razu. Dyr. Drybański zapewnia, że placówka wywiązała się z tego (zapłacono 450 tys. zł), proponując pielęgniarkom ugody w sprawie wypłaty pozostałej części później, po naprawie finansów szpitala. Na ugody przystało 26 osób, a 140, czyli jedna czwarta pielęgniarek, skierowało sprawy do komorników, którzy w ostatnim czasie zajęli konta na 5,5 mln zł. - Szpital realizuje program naprawczy, który dawał nadzieję, że w połowie przyszłego roku jego sytuacja - choć nadal trudna - będzie stabilna, gdy chodzi o bieżące zobowiązania. To jest możliwe, ale nie w sytuacji czarnego scenariusza, kiedy pracownicy sabotują własny szpital, nasyłając na niego komorników - ocenił wicemarszałek woj. śląskiego odpowiedzialny za sprawy ochrony zdrowia, Mariusz Kleszczewski. Samorząd regionu i dyrekcja szpitala apelują do pielęgniarek, aby wycofały sprawy od komorników i zapewniają, że dostaną one swoje pieniądze wraz z sięgającymi 13 proc. rocznie odsetkami, gdy sytuacja szpitala ustabilizuje się. Pielęgniarki argumentują, że oddały sprawy do komorników, bo poczuły się oszukane - wiosną usłyszały, że ich pensje nie zostaną obniżone, tymczasem dyrektor wręczył im wypowiedzenia zmieniające warunki pracy, obniżając wynagrodzenia o ok. 10 proc. W sumie na obniżkach pensji całemu personelowi szpital chce zaoszczędzić ok. 2,5 mln zł rocznie. Dyr. Drybański tłumaczy, że obniżka to konieczność, a - wobec trzymiesięcznego wypowiedzenia - jej realne skutki pielęgniarki odczują dopiero w lutym. Dyrekcja zauważa także, że na obniżkę zdecydowano się dopiero po tym, gdy sprawy były już skierowane do komorników. Pensje obniżono też lekarzom; na razie obniżka skutecznie objęła 35 ze 133 zatrudnionych. Według wicemarszałka Kleszczewskiego obecna sytuacja może zagrozić realizacji programu naprawczego w tyskim szpitalu. Placówka zawarła m.in. ugody z ZUS i Skarbem Państwa oraz instytucjami budżetowymi, ale ich warunkiem jest regularna spłata określonych rat. Jeżeli szpital nie wywiąże się z tego, sytuacja kryzysowa powróci. Placówka musi też zapłacić zewnętrznym firmom m.in. za wyżywienie pacjentów i sprzątanie - jeżeli tego nie zrobi, przestaną one świadczyć usługi. Zlecenie tych zadań firmom dało szpitalowi w sumie 1,6 mln zł oszczędności. Tymczasem na wynagrodzenia trafia aż 88 proc. wydatków szpitala, wobec 92 proc. jeszcze kilka miesięcy temu. Brakuje na leki, naprawy sprzętu i inne wydatki. Dyrektor tłumaczy, że 20 proc. miesięcznej 4,5-mln raty z NFZ może zostać zajęte przez komorników jeszcze przed przelaniem jej na konta szpitala. Później placówka może żądać od komorników, aby zwolnili pieniądze na pensje, ale do 10 grudnia, kiedy jest termin wypłaty, może nie zdążyć. Do tego czasu część pieniędzy może być zwindykowana. Według dyrekcji, groźba niewypłacenia załodze wynagrodzeń jest bardzo realna. Szpital w Tychach dysponuje obecnie 567 łóżkami - to o ok. 200 mniej niż rok temu. Jego najbardziej dochodowe oddziały to neonatologia, neurochirurgia i okulistyka. Na tych oddziałach lekarzom nie zmniejszono pensji. Prestiżem cieszy się też ginekologia.