Bełdowski pochodzi z Zagłębia, z wykształcenia jest prawnikiem, kształcił się m.in. w Uniwersytecie Śląskim. Mieszka i pracuje w Warszawie, był m.in. prezesem związanego z prof. Leszkiem Balcerowiczem Forum Obywatelskiego Rozwoju. Jego powstająca od kilkunastu lat kolekcja oparta jest przede wszystkim o graficzne materiały dotyczące tematyki Powstań Śląskich. - To absolutnie nieracjonalne. Urodziłem się w Zagłębiu. Powinienem być więc śląskożercą i nie powinienem kochać Ślązaków, ale to dla mnie myślenie bardzo zaściankowe. Kocham Śląsk, fascynuje mnie okres powstań śląskich, szczególnie element graficzny - jak walczono ze sobą: hasła, plakaty, druki. Najciekawsze są plakaty, są najrzadsze - wskazuje kolekcjoner. Bełdowski uczestniczył w czwartek w ogłoszeniu przez prezydenta Świętochłowic zbiórki pamiątek historycznych, które zasilą zbiory tworzonego tam muzeum. Placówka powstanie w częściowo spalonym 12 lat temu neogotyckim budynku dawnego zarządu dóbr rodu Donnersmarcków. W tym roku rozpocznie się renowacja i adaptacja obiektu, placówka ma zostać otwarta w drugiej połowie 2013 r. Według Bełdowskiego, są dwa rodzaje kolekcjonerów: obawiający się, że ktokolwiek ich zbiory zobaczy i pozostali, przeciwni tym pierwszym, do których sam się zalicza. O upublicznieniu swej kolekcji zdecydował ponad rok temu. Szukając dobrego miejsca, zetknął się z prezydentem Świętochłowic, który go przekonał, aby swoje zbiory powierzył muzeum w tym mieście. Z kilkunastoletnich obserwacji Bełdowskiego wynika, że stworzona przez niego kolekcja jest prawdopodobnie największym z prywatnych zbiorów poświęconych tej tematyce. Zbiór składa się m.in. z plakatów, ulotek, pocztówek, medali, wydawanych przez obie strony pisemek: polskiego "Kocyndra" i niemieckiego "Pierona" oraz innych druków. W czwartek Bełdowski prezentował trzy plakaty z okresu przedplebiscytowego na Górnym Śląsku. Jak opowiadał, jeden z nich, polski - z postacią krzyżaka powalonego przez żołnierza w rogatywce i śląskich robotników - był rozmaicie odbierany w regionie, gdzie zakon krzyżacki przez lata kojarzony był dobrze. - W 1920 r., kiedy Ślązacy widzieli ten plakat, musiał ich chyba trochę śmieszyć. Krzyżacy na ziemi śląskiej to był dobry zakon. Może niektórzy czytali Henryka Sienkiewicza, ale większość znała raczej dramat Josepha von Eichendorffa ("Ostatni bohater Malborka" - przyp. red.). Ten krzyżak na czeskiej części Śląska dobrze gospodarzył, a oprócz tego warzył dobry porter w Kluczborku - mówił Bełdowski. Na plakatach niemieckich straszono z kolei np. wizją ciemiężenia robotników przez polskich panów. Bełdowski pokazał plakat z nieco karykaturalnym przedstawieniem postaci w sukmanie trzymającej pejcz i podpisem sugerującym, że należy się bać, jeśli na śląską ziemię przyjdzie "Der +Szlachcic+". Za perełkę swojej kolekcji Bełdowski uważa pochodzący prawdopodobnie z 1919 r. plakat, przedstawiający ciastko z francuską nazwą "Silesie" podpisane "ciasteczko niezjadalne". Nad ciastkiem walczą sylwetki Polaka i Niemca, do których przyczepione są sznureczki pociągane przez ówczesnych premierów Francji Georgesa Clemenceau i Wielkiej Brytanii Davida Lloyd George'a. Kolekcjoner nie znalazł dotąd informacji o żadnej innej kopii, a nawet reprodukcji tego plakatu. Początkiem kolekcji były trzy plakaty kupione w tajemnicy przed wtedy jeszcze narzeczoną Bełdowskiego - za dwukrotność jego ówczesnej pensji. Po przekazaniu dotychczasowego zbioru na rzecz Muzeum Powstań Śląskich kolekcjoner zamierza nadal szukać przedmiotów związanych z tematyką powstańczą. - Staram się uzupełniać zbiory. Dużą wartość historyczną ma np. pieniądz zastępczy z tego okresu, tzw. notgeld. Tam nie tylko był napis typu "1 marka". Na notgeldzie z Knurowa są reprodukcje zdjęć cmentarza w Gliwicach - sprzed wybuchu i po wybuchu. To historia nie do końca udokumentowana: wiemy, że przybyło tam 15 francuskich żołnierzy, bo usłyszeli, że jest tam skład amunicji, po czym nastąpił wybuch. Na notgeldach znalazły się zdjęcia z tego miejsca - wskazał Bełdowski. - Szukam takich rzeczy cały czas - dodał.