Wypadek miał miejsce na poziomie 705 metrów podczas kontroli prowadzonych tam robót przez sztygara. Mężczyzna został przygnieciony częścią - tzw. stropnicą - obudowy zmechanizowanej, służącej do urobku węgla. Nie udało się go uratować. Był doświadczonym pracownikiem, w górnictwie pracował od 25 lat. Przyczyny wypadku bada Okręgowy Urząd Górniczy. W tym roku w polskich kopalniach zginęło już czterech górników. Przypomnijmy: do ostatniego tragicznego wypadku w kopalni doszło w poniedziałek. W kopalni "Bielszowice" w Rudzie Śląskiej zapalił się metan, rannych zostało 17 górników. 13 z nich w ciężkim stanie wciąż przebywa w szpitalu w Siemianowicach Śląskich. Przyczyny wypadku wyjaśnia Wyższy Urząd Górniczy oraz Prokuratura Okręgowa w Gliwicach. Wszystko wskazuje na to, że tragedii można było uniknąć, bo jak się później okazało, dzień wcześniej w tym samym miejscu doszło do podobnego wypadku. Jeden z górników został oparzony, dwóch innych doznało lżejszych obrażeń. Kopalnia początkowo twierdziła, że powodem obrażeń była gorąca woda, później gorące powietrze. Dziś wiadomo, że w niedzielę rano po raz pierwszy zapalił się metan.