W kwietniu 2002 r. bandyci napadli na konwojentów wiozących pieniądze jednej z sosnowieckich spółdzielni mieszkaniowych. Po zajechaniu drogi furgonetce dwóch sprawców wyskoczyło z pobliskich krzaków i bez ostrzeżenia ostrzelało kabinę. Spodziewali się ukraść ok. 450 tys. zł, ostatecznie skradli 60 tys. zł. W ubiegłym roku katowicki sąd okręgowy skazał Kamila G. na 15 lat więzienia za usiłowanie zabójstwa. Sąd I instancji przyjął, że ten mężczyzna - choć strzelał do konwojentów - to jednak żadnego z nich nie trafił (obu zabił nieżyjący już Damian S.). Prokuratura uważa, że G. powinien odpowiadać za podwójne zabójstwo, bo działał w zmowie z Damianem S. W I instancji oskarżyciel domagał się dla Kamila G. dożywocia z zastrzeżeniem, że o zwolnienie mógłby się starać dopiero po 35 latach. Przed sądem apelacyjnym prokurator wniósł o uchylenie wyroku sądu okręgowego i ponowny proces. Tak właśnie zdecydował sąd apelacyjny. W złożonej apelacji prokurator zakwestionował też orzeczenie wobec Daniela Z., który został skazany w I instancji na osiem lat pozbawienia wolności. Trzeci mężczyzna, Wojciech Ch., został skazany w I instancji na dwa lata i 11 miesięcy więzienia. Temu ostatniemu oskarżonemu sąd nadzwyczajnie złagodził karę - Ch. współpracował z prokuraturą i ujawnił współsprawców przestępstwa. Wyrok wobec niego się uprawomocnił. Poza Kamilem G., Danielem Z. i Wojciechem Ch. w napadzie brali też udział Damian S., który zginął kilka miesięcy później w eksplozji podkładanego przez siebie ładunku wybuchowego oraz Sebastian S., pseud. Rakieta, który ukrywał się do kwietnia 2006 r. i dlatego odpowiadał w oddzielnym procesie. Został już prawomocnie skazany na dziewięć lat więzienia. W procesie kompanów był świadkiem. Podobnie jak Wojciech Ch., także "Rakieta" starał się o nadzwyczajne złagodzenie kary. Bezskutecznie. Obrońca Kamila G. Zbigniew Baczyński wyraził w czwartek przekonanie, że to S., a nie jego klient, użył broni. Opierając się na tej tezie, obrona domagała się wymierzenia Kamilowi G. kary jedynie za udział w napadzie. Sąd apelacyjny w czwartek w całości uchylił wyrok w sprawie Kamila G., natomiast Danielowi Z. - odpowiadającemu za sam udział w napadzie - podwyższył karę. Obrona domagała się jej złagodzenia, argumentując, że ten mężczyzna wcale nie był organizatorem przestępstwa, a jego rola sprowadzała się do transportu głównych wykonawców. Sąd apelacyjny - wbrew stanowisku obrony - zgodził się z prokuratorem, że Z. pełnił w przestępstwie wiodącą i decydującą rolę, choć sam nie brał w nim bezpośredniego udziału i nie używał broni. - Tak sprytnie to zaplanował, że nie uczestnicząc w zdarzeniu kierował nim, a potem wziął swoją działkę - mówił tuż przed ogłoszeniem wyroku prokurator Przemysław Piątek. Wyrok 10 lat więzienia wobec Daniela Z. jest już prawomocny. W opinii sądu apelacyjnego, sąd I instancji - choć prawidłowo ustalił fakty - nie wysnuł z nich należytych wniosków. Nie wziął pod uwagę wszystkich dowodów, niektóre ocenił w sposób fragmentaryczny, pewne elementy pominął. Sędzia Jolanta Śpiechowicz powiedziała, że jeśli sąd okręgowy ponownie ustali, iż poza Damianem S. to Kamil G. strzelał do konwojentów, powinien rozważyć kwestię ich "porozumienia konfidentnego" w sprawie użycia broni. Sąd okręgowy potraktował tę kwestię bardzo powierzchownie - uznał sąd apelacyjny. Kiedy sprawca (Damian S.) wypada z ukrycia i z bezpośredniej bliskości oddaje serię z karabinu maszynowego w kabinę samochodu, gdzie pokrzywdzeni nie mają możliwości uchylić się ani obronić, jest to po prostu egzekucja - podkreśliła sędzia. - Jeżeli w tym samym momencie drugi sprawca wypada z tych samych krzaków i w tym samym momencie oddaje strzały w tę samą przestrzeń, to trudno naprawdę zrozumieć dlaczego sąd okręgowy nie rozważył tej sytuacji pod kątem porozumienia, które nastąpiło w sposób dorozumiany - dodała przewodnicząca składu orzekającego. Jak zaznaczyła, to, że kule wystrzelonego przez jednego ze sprawców nie sięgnęły było czystym przypadkiem i nie ma to znaczenia dla oceny jego czynu. Według ustaleń z pierwszego procesu, ochroniarzy zabił strzelający z broni maszynowej Damian S. Także Kamil G. strzelał do konwojentów, ale jeden z pocisków utkwił w ramie okna ponad głową ochroniarza, drugi rykoszetował o kierownicę i utkwił w odzieży ofiary. Po rozboju bandyci mieli się chełpić tym, że użyli broni. Na miejscu zbrodni znaleziono 17 łusek i dwa pociski z rewolweru. Zarówno Kamil G., jak i Daniel Z., mają na koncie także inne wyroki. Ten sam krąg przestępców dopuścił się wielu napadów z bronią w ręku, podczas których bandyci ukradli ok. 350 tys. zł. Pieniądze wydawali m.in. na alkohol, narkotyki i wynajmowanie mieszkań, w których się ukrywali. Zdaniem prokuratury to niezwykle groźni, nieobliczalni i brutalni przestępcy, którzy nie liczyli się z ludzkim życiem. Pomagała im grupa ludzi ze środowiska niezwiązanego dotąd ze światem przestępczym. W sierpniu 2002 roku chcieli zdobyć nowy pistolet maszynowy, ale nie mieli pieniędzy. Zaproponowali więc właścicielowi takiego pistoletu, że zapłacą po napadzie. Ponieważ nie chciał się zgodzić, postanowili podłożyć bombę w jego samochodzie, zaparkowanym na osiedlowym parkingu w Dąbrowie Górniczej. Ładunek eksplodował podczas instalowania go, a montujący bombę Damian S. zginął na miejscu.