Jak poinformował rzecznik Kolei Śląskich w sytuacji kryzysowej Witold Trólka, na głównych liniach obsługiwanych przez spółkę ruch rano odbywał się bez zakłóceń i większych opóźnień. To m.in. trasy Gliwice - Katowice - Częstochowa i Katowice - Bielsko-Biała - Wisła Głębce/Zwardoń. Komunikację zastępczą, podobnie jak w poprzednich dniach, wysłano na trasy: Bielsko-Biała - Wadowice, Czechowice-Dziedzice - Wodzisław Śl., Pszczyna - Rybnik - Wodzisław Śl. oraz Lubliniec - Częstochowa. W środę Koleje Śląskie musiały zwrócić 45 wagonów wypożyczonych w ubiegłym tygodniu przez PKP Intercity. Zamiast nich spółka wprowadziła do eksploatacji 50 wagonów wydzierżawionych na rok od czeskiego przewoźnika. Jak zapewnił Trólka, zmiana odbyła się płynnie i nie spowodowała zakłóceń. W czwartek Koleje Śląskie mają na torach 44 składy, w remoncie jest 10, w planowym przeglądzie 5, rezerwa taborowa wynosi 4 składy. - Liczymy cały czas na to, że uda się zmniejszyć liczbę kursów obsługiwanych przez autobusy, ale do tej pory utrudniają to remonty taboru - powiedział Witold Trólka. Utrudnienia na śląskiej kolei trwają od 9 grudnia - gdy całość przewozów w regionie przejęła samorządowa spółka Koleje Śląskie. Z powodu kłopotów z taborem, awarii oraz błędów organizacyjnych firma nie poradziła sobie dotąd z pełną realizacją przygotowanego przez siebie rozkładu jazdy. W połowie ubiegłego tygodnia udało się ustabilizować sytuację, oznaczało to jednak m.in. wprowadzenie na części linii komunikacji zastępczej, na kilka połączeń międzywojewódzkich wróciły natomiast Przewozy Regionalne. W związku z chaosem, jaki powstał, stanowisko stracił prezes Kolei Śląskich Marek Worach, a w miniony czwartek do dymisji podał się marszałek woj. śląskiego Adam Matusiewicz (PO). W poniedziałek sejmik miał przyjąć jego rezygnację i powierzyć pełnienie obowiązków do stycznia, jednak sesja została przerwana z powodu fałszywego alarmu bombowego. Będzie kontynuowana w czwartek, 20 grudnia.