Doniesienie złożył komisarz wyborczy Edward Przesłański, któremu podpadły podpisy osób popierających komitety. Teraz grafolog sprawdzi, czy części podpisów przypadkiem nie podrobiono. Zeznania składał już między innymi lider śląskiej poseł - pisze "Dziennik Zachodni". Gazeta przypomina: osoby związane z Samoobroną zarejestrowały komitety o takich samych nazwach, jakie od lat noszą trzy główne ugrupowania polityczne w Lublińcu. Co więcej, znaleziono też kandydatów noszących takie same nazwiska, jak najbardziej znani politycy tych ugrupowań. Nic to jednak nie dało, bo nie tylko klony w wyborach przepadły z kretesem, ale i Samoobrona wypadła cieniutko. Do tej pory współrządziła powiatem, teraz jej dwóch radnych przeszło do opozycji. Wygląda też na to, że ta operacja może kilku zamieszanych w sprawę działaczy zaprowadzić na ławę oskarżonych. Co ciekawe, prokuratura została zawiadomiona natychmiast po rejestracji komitetów, a więc na długo przed wyborami. Działaczy Samoobrony zgubiło działanie na chybcika i zwykłe niechlujstwo. Gdy okazało się, że na jednej z list poparcia nie ma wymaganych 20 podpisów, panowie rejestrujący komitet wyszli na pół godziny i wrócili z kompletem. Gołym okiem było widać, że część nazwisk wpisano tą samą ręką. Prokuratura przesłuchuje osoby, co do których istnieje podejrzenie, że nie podpisały się osobiście. Wszystkie zapewniają, że składały podpis same i nikt ich nie wyręczał. Prokuratury to jednak nie zadowoliło. - Powołamy biegłego z zakresu pisma, który porówna podpisy na listach poparcia z podpisami złożonymi przez te osoby na innych dokumentach, czyli z tak zwanymi próbkami bezwpływowymi - mówi "DZ" rzecznik częstochowskiej prokuratury Romuald Basiński. Prokurator Basiński nie chce spekulować na temat kwalifikacji karnej. Wiadomo jednak, że za podrobienie podpisu grozi od 3 miesięcy do 5 lat więzienia. Gdyby potwierdził podejrzenia komisarza wyborczego, to kłopoty mogą mieć też te osoby, które złożyły fałszywe zeznania w sprawie autentyczności swoich podpisów.