Powalonych drzew jest ponad dwa razy więcej, niż po przejściu w tej okolicy trąby powietrznej. W niektórych miejscach nadal obowiązuje zakaz wstępu do lasu. Nadłamane gałęzie i konary oraz przechylone drzewa ciągle są niebezpieczne dla ludzi. Tam z kolei, gdzie wchodzić już można, trzeba przedzierać się przez gąszcz tego, co zostało ze zniszczonych drzew. Powalone drzewa leżą jedne na drugich, co krok widać nadłamane i zwisający konary, a jeśli spojrzeć w górę - zamiast zielonych czubków drzew zobaczymy już tylko sterczące do góry szpiczaste kikuty. - Bez piły spalinowej nie dalibyśmy rady w tym gąszczu - mówi drwal porządkujący las w okolicy Żarek. Razem ze swoim pomocnikiem najpierw obcinają gałęzie z powalonych drzew. Potem leżący pień drzewa trzeba pociąć na mniejsze kawałki. Tak powstaje niewielki, prostokątny skład drzewa. Gałęzie lądują jedna na drugiej obok. - Musimy zrobić porządek z nadłamanymi gałęziami i czubkami, żeby nic nikomu nie spadło na głowę - mówi pomocnik drwala. Pracują od rana do zmierzchu. Kiedy kończą po jednej stronie drogi, przechodzą na drugą, gdzie las jest również potwornie zniszczony. - To, co się stało uczy pokory dla natury i lasu - mówi drwal. Kilkadziesiąt metrów dalej dwoje ludzi obcina gałęzie z powalonego drzewa. Nie mają piły, ale siekiery. - Mamy na to zgodę leśniczego. Te gałęzie przydadzą się do palenia. Po co miałoby się to zmarnować - mówi starszy mężczyzna. W tym czasie kobieta wrzuca gałęzie do wiadra. Są z pobliskiego Lutowca i jutro znowu tu wrócą. Takich zniszczeń w lasach w województwie śląskim nie było od lat. Leśnicy szacują, że jest już około 700 tysięcy metrów sześciennych powalonych drzew. To już ponad dwa razy więcej niż prawie dwa lata temu, kiedy pod Częstochową przeszła trąba powietrzna. A liczenie zniszczonych drzew jeszcze się nie skończyło. Marcin Buczek