Według czwartkowego dodatku regionalnego do "Gazety Wyborczej" z kasy urzędu konserwatora miało zniknąć co najmniej pół miliona złotych; podejrzewani są główna księgowa i jej podwładny. Księgowa, przygotowując przelewy pensji, miała fałszować dokumentację, a potem przelewać na konta swoje i wspólnika średnio po kilka tysięcy złotych miesięcznie. Jak dowiedziała się PAP ze źródeł zbliżonych do urzędu wojewódzkiego, po ujawnieniu sprawy podejrzewani pracownicy zostali zwolnieni, a śląska konserwator zabytków zawieszona w obowiązkach - na czas sprawdzenia, czy właściwie nadzorowała pracę swoich pracowników. Jej obowiązki wykonuje zastępczyni. Przedstawiciele wojewody przekazali, że kwestia ewentualnych nieprawidłowości jest wyjaśniania przez wydział kontroli urzędu wojewódzkiego, a do Prokuratury Rejonowej Katowice-Południe trafiło zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Śledczy nie informują o szczegółach, powołując się na dobro postępowania. Dyrektor wydziału kontroli i audytu Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego Barbara Ciemała powiedziała, że pierwsze informacje na temat możliwych nieprawidłowości w urzędzie śląskiego konserwatora zabytków pojawiły się w lutym. Krótko potem rozpoczęła się kontrola. Według jej wstępnych ustaleń, do nieprawidłowości mogło dochodzić od 2008 r. - Mamy podejrzenia, że te nieprawidłowości mogły odbywać się w całym tym okresie, którego dotyczy kontrola. Mamy upoważnienie na wykonywanie czynności kontrolnych do końca kwietnia; mamy nadzieję, że zmieścimy się w tym okresie i przedstawimy wojewodzie wystąpienie pokontrolne - powiedziała Ciemała.