Stan dwóch górników rannych w wyniku dzisiejszego tąpnięcia jest ciężki, jednego z nich czeka operacja - informują lekarze. Do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 5 im. św. Barbary w Sosnowcu trafił też ich lekko ranny kolega. Do bardzo silnego wstrząsu górotworu doszło w kopalni dzisiaj przed godz. 9 rano na 120-metrowym odcinku chodnika po przeprowadzeniu w nocy tzw. profilaktycznych strzałów odprężających, które miały zapobiec tąpnięciu. Do tąpnięcia doszło najprawdopodobniej z przyczyn naturalnych. Jeden z ciężko rannych ma górnikach uraz klatki piersiowej, drugi - uraz głowy, wymagający zabiegu neurochirurgicznego. - Jeszcze dziś przejdzie operację. Trudno mówić o rokowaniach, nasi pacjenci są pod opieką dobrych, bardzo doświadczonych lekarzy. Będziemy robić wszystko, żeby ich z tego wyciągnąć, ale nie potrafię teraz powiedzieć, co będzie dalej, chociażby dlatego, że czekamy na efekt operacji jednego z rannych - powiedział PAP dyrektor szpitala, Krzysztof Świderski. Trzeci górnik jest w dobrym stanie, ma tylko potłuczenia i otarcia, leży na ortopedii. Nie został przysypany, znalazł się ok. 50 m od zwałowiska. - Oni byli 50 metrów ode mnie. Przyszedł taki mocny łomot, z prawej strony dostałem w twarz urobkiem. Potem nic nie widziałem. Jak się ocknąłem, szukałem lampy. Zaraz potem usłyszałem, że woła mnie kolega - opowiadał dziennikarzom. - W życiu nie przeżyłem tak silnego wstrząsu, a pracuję na dole już 21 lat - dodał. - Zagrożenia tąpnięciami są jednymi z najtrudniejszych do przewidzenia, są jednak pewne wskazówki, obserwuje się ruch górotworu. Dlatego przeprowadza się z użyciem ładunków wybuchowych tzw. strzały odprężające, by doszło do "kontrolowanego" zawału na określonym odcinku. Takie działania podjęto w kopalni "Katowice-Kleofas", mimo to doszło do tąpnięcia - powiedziała rzeczniczka WUG Danuta Olejniczak-Milian. Dodała, że w zwałowisku przepływa powietrze, ale o połowę mniej niż w normalnych warunkach. Było to jedno z największych tąpnięć, jakie spotyka się w kopalniach. Miało siłę ok. 5 stopni w otwartej skali Rychtera. W tym roku w polskich kopalniach zginęło już 4 górników: w "Zofiówce", "Mysłowice", "Makoszowy" i "Marcel". Do ostatniego tragicznego wypadku doszło 28 lutego w Jastrzębiu Zdroju. W kopalni "Zofiówka" zginął 42-letni sztygar. Tydzień temu w kopalni "Bielszowice" w Rudzie Śląskiej zapalił się metan. Dotkliwie poparzonych zostało kilkunastu górników. Ich stan jest poważny, ale powoli się poprawia. Sprawę wypadku bada specjalna komisja. Śledztwo prowadzi też prokuratura.