Moderat to najczęściej powtarzane słowo na tegorocznej edycji festiwalu Tauron Nowa Muzyka w Katowicach. Już od pierwszych godzin drugiego, festiwalowego dnia czuło się oczekiwanie na występ Saschy Ringa, Gernota Bronserta i Sebastiana Szarego. Powodem było blisko 4-letnie milczenie producenckiego tria. Wszyscy zastanawiali się, czy panowie zagrają materiał z nowej płyty ("II"), która ukazała się na początku sierpnia i czy po tak długiej przerwie potrafią, jak przed laty, porwać publiczność. Kilka minut po pierwszej wszystko stało się jasne. Wędrówka przez muzykę grupy rozpoczęła się od finałowego utworu z najnowszej płyty. "This Time" zabrzmiało bardzo mocno z ogromnym ładunkiem niskiego brzmienia. Wszystko zostało okraszone delikatnymi wokalizami Saschy Ringa. Po owacyjnie przyjętym wstępie nadszedł czas na popisy Gernota Bronserta, który w "Bad Kingdom", kolejnym utworze z nowej płyty, sprawił, że powietrze w festiwalowym namiocie stało się ciężkie od basu, a bit wdzierał się w każdy zakamarek. Tłum po prostu oszalał. Jednak najlepsze miało dopiero nadejść. Kiedy, mniej więcej w połowie koncertu, zabrzmiały pierwsze dźwięki "Milk" z nowej płyty Moderata katowicka publiczność wybuchła entuzjazmem. Dziesięciominutowy instrumentalny kawałek, rozpędzał się powoli, po to by w środku znokautować rytmicznym deszczem basu i rozmytego wokalu. W sumie panowie zaprezentowali 10 utworów, w tym 5 z nowego krążka. Wszystko zostało okraszone sugestywnymi wizualizacjami. Koncert sprawiał wrażenie dobrze przemyślanej całości, każdy element: muzyka, wizualizacje, światła dokładnie do siebie pasowały i uzupełniały się wzajemnie. Śmiało można powiedzieć, że był to muzyczny spektakl z najwyższej półki. Spektakl kompletny. Po tym, co wydarzyło się w Katowicach łatwo zrozumieć dlaczego grupa w 2009 roku otrzymała prestiżowe wyróżnienie czytelników magazynu "Resident Advisor" w kategorii Najlepszy Występ Roku. Czy tak będzie i tym razem? Moderat był najjaśniejszą gwiazdą drugiego dnia festiwalu, ale nie jedyną. Na szczególną uwagę zasługuje Sohn. Londyńczyk z pochodzenia, a wiedeńczyk z wyboru, obdarzony ciekawym i delikatnym głosem. W Katowicach wystąpił na mniejszej scenie, mimo to nie ustępował swoim kunsztem tym, którzy dostąpili zaszczytu zagrania na Main Stage. Muzyka Shona jest ciekawą mieszanką delikatnie wyśpiewanych tekstów z głębszym przekazem i elektronicznego brzmienia. Momentami może przywoływać skojarzenie z twórczością Michaela Milosha. Mimo, że na co dzień tworzy i nagrywa sam, w Katowicach wystąpił w towarzystwie jeszcze dwóch muzyków. Jego koncert był iście melancholijną podróżą w głąb ludzkiej duszy. Zupełnie odmienny w nastroju był występ Amerykanina Jamiego Lidella. To artysta, który tryska energią, można powiedzieć, że jest ciężkim przypadkiem ADHD. Dzięki temu jego występ był ogromną dawką pozytywnych wibracji. Soulowe brzmienia przeplatały się z R&B i z nowoczesną elektroniką. Nie zabrakło również niesamowitego popisu beatboxowego oraz samplowania własnego głosu. Jamie nawiązał też doskonały kontakt z publicznością i wciągnął słuchaczy w zabawę i świat swoich dźwięków. Z czystym sumieniem można powiedzieć, że jego występ był najlepszą i najlepiej poprowadzoną imprezą taneczną na tegorocznym festiwalu. Marcin Jędrasiewicz