We wtorek wieczorem jeden z mieszkańców Katowic zadzwonił na policję i powiedział, że od dłuższego czasu nie widział swojej sąsiadki. Kobieta od kilku lat mieszkała razem ze swoją przyjaciółką w budynku przy ulicy Katowickiej - czytamy. Przybyli na miejsce policjanci początkowo nie mogli dostać się do mieszkania. Lokatorka, którą funkcjonariusze zauważyli przez okno parterowego mieszkania, nie chciała otworzyć im drzwi. Gdy ostatecznie policjantom udało dostać się do mieszkania, w środku unosił się charakterystyczny fetor rozkładających się zwłok. "Zwłoki były praktycznie zmumifikowane. Przykryte były kocami i kołdrą. Jak relacjonują policjanci, ciało było w takim stanie, że trudno było stwierdzić, czy to ciało kobiety czy mężczyzny" - informuje "Dziennik Zachodni". Jak się okazało, przebywająca w mieszkaniu zmarłej 61-latka nie tylko przez dwa miesiące nie poinformowała o śmierci przyjaciółki, ale też pobierała jej rentę. Tłumaczyła policjantom, że bała się wyrzucenia z mieszkania, gdyż nie posiada stałego zameldowania. Więcej w "Dzienniku Zachodnim".