Historyk sztuki prof. Ewa Chojecka przypomniała, że historia Katowic to kilka całkowicie odmiennych okresów - panowania pruskiego, 20-lecia międzywojennego z autonomią województwa śląskiego, II wojny światowej, okres PRL, przełom 1989 r. i ostatnie 20-lecie III Rzeczypospolitej. - Za każdym razem, gdy dochodziło do kolejnego przełomu politycznego, dokonywano radykalnego odcięcia się od formacji poprzedniej i negowano jej dorobek i pamięć w imię własnej racji, uważanej za jedynie słuszną. W imię tej racji skazywano to, co ją poprzedziło, na niepamięć. Za każdym razem głoszono - przeszłości do zapamiętania nie ma, a historia prawdziwa zaczyna się dopiero teraz - powiedziała prof. Chojecka. Jej zdaniem w historii miasta widoczny był jednak zawsze "instynkt nowoczesności", który kierował poczynaniami wielkiego uprzemysłowienia czasów pruskich, znalazł wyraz w awangardzie okresu międzywojnia, a także wybitnych dziełach architektury powstałych w okresie PRL-u, jak Spodek, dworzec PKP, czy też osiedla mieszkaniowe z wieżowcami w kształcie gwiazd czy kolb kukurydzy. Prof. Chojecka podkreśliła, że u początku pamięci o Katowicach są pragmatyczni ludzie gospodarczego interesu, przedsiębiorcy, ojcowie założyciele. Po nich idą - jak mówiła - postacie wyrazistych i dramatycznie skonfliktowanych polityków - dyktatora III Powstania Śląskiego Wojciecha Korfantego i wojewody śląskiego Michała Grażyńskiego, a następnie powojennych komunistycznych polityków - wojewody Jerzego Ziętka i sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR Zdzisława Grudnia. - To galeria postaci naznaczona ewidentną niejednorodnością - zaznaczyła. - To miasto i jego historia nie przystaje do wzorca narodowego, konfesyjnego i politycznego monolitu, jaki próbowały z niego uczynić systemy władzy o autorytarnych konotacjach. Ze swoją pokawałkowaną historią i pokiereszowaną pamięcią to miasto nie odnajduje się w sferze polskich mitów narodowych, w legendzie wiejskiego dworku i zajazdu na Litwie. Ze swoją pamięcią hałd i familoka, Nikisza, Szopienic, dzisiejszego żegnania się z kopalnią i huta jest po swojemu gombrowiczowskie - oceniła prof. Chojecka. Jej zdaniem opisywana niespójność katowickiej kultury pamięci może okazać się nie mankamentem, a atutem. "Obecne w mieście miejsca tak skonfliktowanej pamięci mogą stać się czynnikiem inspirującym, prowokującym do przemyśleń. Historia o takim ładunku sprzeczności niesie ze sobą wewnętrzną dynamikę, napięcie, to zjawisko okazuje się być w Europie dość powszechne - podsumowała historyk sztuki. Socjolog prof. Marek Szczepański z Uniwersytetu Śląskiego przypomniał, że Katowice były przestrzenią pogranicza kulturowego. - Tutaj spotkały się różne światy - świat ludności rodzimej, świat niemiecki, świat polski, ale i czeski, i żydowski. Taki świat pogranicza wielu kultur, a następnie doznania powojenne, niszczenie niektórych elementów, doprowadziły do tego poszarpania tej przestrzeni i poszarpania miejsc - powiedział. Poeta i filozof, były rektor Uniwersytetu Śląskiego prof. Tadeusz Sławek również uznał, że podzielona historia Katowic może być ich walorem. Jego zdaniem właśnie z powodów historycznych katowicki Rynek - który obecnie nie spełnia roli typowego centrum i ma być przebudowywany, nie powinien przybierać formy klasycznego rynku. - Katowice nie powstały wedle rynku, jak powstawały miasta renesansowe czy średniowieczne, gdzie kumulował on energię miasta, skąd wypromieniowywała w stronę murów miejskich. Spróbujmy myśleć o przestrzeni Rynku jako o ważnej przestrzeni, ale nie myślmy o nim jako o przestrzeni klasycznego rynku - apelował.