- Nie mamy już nic do stracenia - mówią twardo hutnicy. Ich samopoczucie pogarsza się z godziny na godzinę. Wczoraj hutników trzykrotnie odwiedził lekarz. Dwóch protestujących poczuło się naprawdę źle. Jeden uskarżał się na ból nerek, drugi cierpi na zapalenie mięśnia szyi. Obaj jednak nie zgodzili się na pójście do szpitala. Wszyscy głodujący mają kłopoty z ciśnieniem i żołądkiem, bowiem od 22 dni przyjmują tylko płyny. - Chcemy uratować choćby część zakładu, a dla zwalnianych chcemy odpraw, które im się należą - powiedzieli reporterce radia RMF FM hutnicy. Swoje nadzieje pokładają w obietnicach wiceministra gospodarki Edwarda Nowaka, który odwiedził głodujących w zeszłym tygodniu i zapewnił, że weźmie pod uwagę ich postulaty. Blisko połowa zwolnionych mogłaby otrzymać odprawy, jednak huta musiałaby wyłożyć na nie ponad 3,5 miliona złotych. A na to, jak utrzymuje syndyk, nie ma pieniędzy. W zeszłym tygodniu hutnicy dwukrotnie protestowali na ulicach Katowic. Domagali się wstrzymania upadłości zakładu, zwolnień grupowych i wypłacenia należnych im osłon socjalnych w hutniczym pakiecie socjalnym. Dotychczas wypowiedzenia otrzymało blisko 700 osób. Protesty na razie nic nie dały.