Środowe posiedzenie odbyło się za zamkniętymi drzwiami. "Sąd okręgowy nie zmienił decyzji pierwszej instancji. Wszyscy pozostaną w aresztach" - powiedział rzecznik bielskiego sądu okręgowego sędzia Jarosław Sablik. 19 grudnia ubiegłego roku bielski sąd rejonowy aresztował tymczasowo na trzy miesiące prezesa firmy budowlanej, która zleciła wykonanie przewiertu pod drogą, co doprowadziło do uszkodzenia gazociągu i wybuchu, oraz o pracownika firmy podwykonawczej, który obsługiwał wiertnicę. Drugi z pracowników podwykonawcy, który asystował pierwszemu, został aresztowany na miesiąc. Zażalenia złożyli obrońcy podejrzanych aresztowanych na trzy miesiące. Prokuratura złożyła je natomiast w odniesieniu do trzeciego z mężczyzn. Został on aresztowany na jeden miesiąc. Śledczy chcieli, żeby i on trafił za kraty na trzy miesiące, ale sądy obu instancji się nie zgodziły. Uzasadnienie sądu Sędzia Sablik, odpowiadając na pytanie o podtrzymanie krótszego okresu aresztu dla jednego z podejrzanych, wyjaśnił, że sąd zawsze w takich przypadkach bierze pod uwagę "aktualny etap postępowania i zakres obaw, które mogą rodzić dla niego zagrożenie". "W ocenie sądu, z uwagi na inną rolę tego podejrzanego, obawy nie są tak nasilone, żeby trzeba było stosować wobec niego najsurowszy środek zapobiegawczy, czyli areszt na 3 miesiące. Czynności, które go dotyczą, można wykonać w ciągu miesiąca, a jeśli nie zostaną wykonane, to nie powinna istnieć obawa utrudniania przez niego postępowania" - powiedział. Jarosław Sablik zaznaczył, że środowe postanowienie kończy drogę odwoławczą w sprawie aresztów. Zaznaczył, że prokuratura może wystąpić do sądu o ich przedłużenie, gdy będzie się zbliżał termin zakończenia. Może też zrezygnować ze stosowania tego środka. "Areszt nie jest antycypacją kary. (...) Służy dobry postępowania przygotowawczego, zabezpieczeniu jego prawidłowego toku, zebraniu dowodów, uniemożliwieniu podejrzanym utrudniania postępowania. Taka jest jego rola" - wyjaśnił. Zdaniem sędziego, samo postępowanie śledczych z pewnością potrwa długo. "Sprawa jest bardzo skomplikowana, trudna. Trzeba będzie zasięgnąć wielu opinii specjalistów. Przesłuchać wielu świadków. To postępowanie niewątpliwie potrwa długo" - dodał. Tragiczny wieczór Do tragedii w Szczyrku doszło wieczorem 4 grudnia ubiegłego roku. Wybuch gazu zniszczył całkowicie trzykondygnacyjny dom. Ratownicy znaleźli w gruzach ciała ośmiu ofiar, w tym czworga dzieci. Po wybuchu bielska prokuratura wszczęła śledztwo. Ustalono m.in., że istniał ścisły związek między wybuchem gazu a pracami budowlanymi prowadzonymi pod ulicą, przy której stał zniszczony dom. Podejrzani zostali zatrzymani 18 grudnia. Prokuratura wystąpiła o ich tymczasowe aresztowanie. Śledczy uzasadniali to faktem, że treść wyjaśnień podejrzanych wymaga weryfikacji, na co potrzeba czasu, a podejrzani mogliby mataczyć. Prokuratura uzasadniła też wnioski grożącymi podejrzanym wysokimi karami. Mężczyźni usłyszeli zarzuty z art. 163 kodeksu karnego. Dotyczą one sprowadzenie pożaru i zawalenia się budynku, w wyniku czego śmierć poniosło osiem osób. Grozi im do 12 lat więzienia. Przed świętami bielski sąd rejonowy przychylił się do wniosku prokuratury i aresztował tymczasowo na trzy miesiące dwóch mężczyzn, a na jeden miesiąc - jednego. Wszyscy zaraz po decyzji sądu zostali przewiezieni do aresztu. Ofiary tragedii 19 grudnia zostały pochowane na cmentarzu parafialnym w Szczyrku.