Jak podało we wtorek nad ranem Centrum Zarządzania Kryzysowego Wojewody Śląskiego, prywatny śmigłowiec rozbił się w nocy 300 metrów od lądowiska. Strażacy otrzymali zgłoszenie około północy. - Po przybyciu na miejsce ustaliliśmy, że w lesie, w trudno dostępnym terenie, rozbił się helikopter. Maszyną podróżowały cztery osoby. Dwie osoby zginęły, a dwie są ranne i zostały przewiezione do szpitala - powiedział asp. Pokorny. Jak dodał oficer prasowy pszczyńskiej straży pożarnej młodszy brygadier Mateusz Caputa, zgłoszenie o wypadku napłynęło od okolicznych mieszkańców. Helikopter runął na ziemię w trudno dostępnym miejscu. - To teren silnie zalesiony, podmokły, z licznymi ciekami wodnymi, w pobliżu rzeki Dokawy. Akcję utrudniał też zalegający śnieg i bardzo gęsta mgła, ograniczająca widoczność do kilku metrów - powiedział. Dwie osoby zakleszczone we wraku Po dotarciu na miejsce wypadku strażacy znaleźli dwie osoby zakleszczone we wraku, które zginęły na miejscu. Obok helikoptera były dwie inne, ranne osoby, które zdołały się wydostać o własnych siłach. - Problemem było nawet przetransportowanie ich do karetek, które nie mogły podjechać bezpośrednio na miejsce wypadku. Niezawodna okazała się siła ludzka - powiedział Caputa. Jak poinformowało Wojewódzkie Pogotowie Ratunkowe, ranni trafili do szpitali w Katowicach-Ochojcu oraz Bielsku-Białej. Na miejscu wypadku pojawiła się policja, a także prokurator i przedstawiciel Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Po niezbędnych oględzinach strażacy z użyciem specjalistycznego sprzętu wydobyli ciała zmarłych z wraku.