Awionetka rozbiła się przy podchodzeniu do lądowania na lotnisku w Bielsku-Białej. Samolot zahaczył o dach domku letniskowego, szklarnię i runął na ziemię. Policjanci mówili wówczas o sporym szczęściu, gdyż teren jest gęsto zabudowany, stoją tam domy mieszkalne. Pierwotnie, jeszcze we wrześniu 2003 roku, sprawa została umorzona. Bielska prokuratura rejonowa nie dopatrzyła się "znamion czynu zabronionego". - Podstawą podjęcia decyzji była wstępna informacja Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, iż samolot posiadał ważne dokumenty potwierdzające zdatność do lotów, był używany zgodne z przeznaczeniem, pilot posiadał stosowne uprawnienia i nie stwierdzono rażącego niedbalstwa ani umyślnego działania - powiedziała rzecznik bielskiej prokuratury okręgowej Małgorzata Borkowska. Ostateczny raport Komisji, który napłynął do prokuratury dopiero w 2008 roku, wykazał jednak, że było zupełnie inaczej. Zarówno dokument, jak i opinia biegłego kategorycznie wskazały na winę pilota. Okazało się, że Roman G. nie włączył systemu odmrażania gaźnika, co doprowadziło do wypadku. Roman G. wystąpił do sądu o dobrowolne poddanie się karze. Wyrok jest nieprawomocny.