Jeden policjant dostał naganę, drugi - ostrzeżenie; ten drugi przez rok będzie pozostawał pod szczególnym nadzorem. Krótko po omyłkowej interwencji wszczęto postępowanie dyscyplinarne wobec dwóch oficerów, odpowiedzialnych za zaplanowanie tej akcji. Jak poinformował we wtorek portal gazeta.pl, postępowanie właśnie zakończyło się ukaraniem obu policjantów. Potwierdził to PAP rzecznik śląskiej policji podinsp. Andrzej Gąska. - Decyzje dotyczące kar są nieprawomocne; ukarani policjanci mogą się od nich odwołać do Komendanta Głównego Policji - zaznaczył Gąska. "Ostrzeżenie o niepełnej przydatności do służby na pełnionym stanowisku" Kara wobec oficera dowodzącego akcją to tzw. "ostrzeżenie o niepełnej przydatności do służby na pełnionym stanowisku". To średnia pod względem dolegliwości kara (surowsze są: wyznaczenie na niższe stanowisko służbowe, obniżenie stopnia i wydalenie ze służby). Oznacza to, że przez rok funkcjonariusz będzie pod szczególnym nadzorem przełożonego. Popełnienie w tym czasie przewinienia dyscyplinarnego będzie wiązało się z zaostrzeniem kary. Jego przełożony, zastępca naczelnika wydziału do walki z przestępczością samochodową śląskiej policji, został ukarany naganą, czyli najłagodniejszą z dyscyplinarnych kar. Według prowadzących postępowanie, jego wina w całej sprawie jest mniejsza niż dowodzącego akcją. Niezależnie od wewnętrznego postępowania, sprawę bada też katowicka prokuratura. Nikomu nie przedstawiła dotąd zarzutów. Do omyłkowej akcji doszło w marcu Do niefortunnej akcji policji doszło 20 marca na jednym z katowickich osiedli. Funkcjonariusze dostali informację, że w mieszkaniu przebywa poszukiwany, uzbrojony mężczyzna związany z przestępczością samochodową. Antyterroryści weszli wieczorem do mieszkania, nie zastali jednak przestępcy, a dwoje mieszkających tam lokatorów - 24-letnią kobietę i 40-letniego mężczyznę. Poszukiwany został potem zatrzymany w innym mieszkaniu w tym samym budynku. Poszkodowani skarżyli się dziennikarzom, że byli kopani, szarpani, a mieszkanie zostało zdemolowane. Kobieta miała być uderzana głową o podłogę, w wyniku czego straciła część zęba, mężczyzna miał doznać m.in. urazu oka. Według relacji medialnych lokatorzy mieszkania mieli początkowo obawiać się, że pod zamaskowanych antyterrorystów podszywają się przestępcy - dlatego nie chcieli wpuścić ich do środka. Wtedy policjanci użyli siły i do mieszkania wrzucili granaty hukowe. Przedstawiciele śląskiej policji przepraszali poszkodowanych, także za pośrednictwem mediów. Deklarowali przy tym m.in. szybkie pokrycie szkód. Para domaga się 47 tys. zł odszkodowania, zapowiadała też, że na drodze sądowej będzie domagała się zadośćuczynienia za straty moralne.