W środę przewodniczący w specjalnym oświadczeniu odniósł się do sobotniej rekonstrukcji w Będzinie (woj. śląskie), gdzie z udziałem niemal 200 osób, w tym aktorów i uczniów miejscowych szkół, przedstawiono likwidację żydowskiego getta w tym mieście w 1943 r. Inscenizacja budziła wcześniej kontrowersje - m.in. ze względu na udział w niej dzieci. Kadlcik przyznał, że będziński spektakl został skonsultowany z˙przedstawicielami społeczności żydowskiej, a materiałów do niego użyczyła Gmina Żydowska w˙Katowicach. Przewodniczący Związku uważa, że wydarzenia publiczne będące próbą odtworzenia autentycznych dziejów z˙historii Żydów w˙Polsce zawsze powinny być konsultowane ze˙społecznością żydowską. "Naszym powołaniem jako Związku jest szczególna dbałość o historyczną prawdę i˙ukazywanie jej we właściwym kontekście. Naszą misją powinno być obiektywne doradzanie organizatorom i lokalnym władzom w zakresie wartości merytorycznych i faktów historycznych realizowanych projektów o podobnym charakterze" - napisał Kadlcik w oświadczeniu. Przewodniczący podkreślił, że nie chodzi o zabranianie czy cenzurowanie czegokolwiek lub tłumienie wolności wypowiedzi, a jedynie o możliwość zabierania głosu "w˙sprawach, które dotyczą naszej społeczności, jej wciąż żywej i˙bolesnej historii". Według przewodniczącego, choć organizatorzy rekonstrukcji w Będzinie zapewniali, że dołożyli wszelkich starań, aby ich spektakl oparty był na autentycznych relacjach świadków tragedii, nie uniknęli krytyki ze strony różnych środowisk żydowskich, ekspertów ds. etyki, historyków czy pedagogów. Publiczna dyskusja skłoniła organizatora do zmiany scenariusza i usunięcia części scen z˙udziałem dzieci. Nauka historii poprzez rekonstrukcje jest ciekawym narzędziem edukacyjnym i co do zasady nie negowałbym tej formy edukowania młodzieży. Jednocześnie uważam, że wydarzenia szczególnie bolesne, drastyczne, takie, których świadkowie wciąż żyją, winny być przedmiotem nauczania w taki sposób, by nie budziły żadnych kontrowersji" - ocenił Kadlcik. Jego zdaniem, jeśli "będzińska inscenizacja, choć przygotowana w profesjonalny sposób, z dbałością o˙szczegóły i fakty historyczne, budzi tak silne głosy sprzeciwu, a jednocześnie staje się tematem do medialnej polemiki różnych środowisk reprezentujących Żydów, jej organizatorzy winni dokonać obiektywnej i rzetelnej oceny, która w przyszłości uchroni także innych inicjatorów podobnych wydarzeń przed podejmowaniem wyborów budzących kontrowersje, nagłaśnianych medialnie i dzielących naszą społeczność". Po sobotniej inscenizacji jej obserwatorzy w większości uznali ją za dobrze zorganizowaną i potrzebną. Pozytywnie spektakl ocenił m.in. starosta będziński Adam Lazar. Jego zdaniem, takie działania jak sobotnia inscenizacja są przywracaniem pamięci o dawnych mieszkańcach Będzina. Z widowiska zadowolony był też jego organizator, miłośnik historii Będzina, na co dzień kierownik Urzędu Stanu Cywilnego Adam Szydłowski, który odtwarzał rolę niemieckiego dowódcy. Szydłowski uważa się za filosemitę i zamieszanie wokół planów rekonstrukcji odebrał jako krzywdzące. - Pokazaliśmy kawał ciężkiej historii mieszkańcom, mam nadzieję, że w sposób teatralny, ale jednak bardzo sugestywny. Cieszę się, że wszyscy podjęliśmy decyzję, że gramy dalej i nie ugniemy się mediom - powiedział po spektaklu. Spośród ponad 30 tys. Żydów, mieszkających przed 1939 r. w Będzinie, po wojnie do rodzinnego miasta powróciło niespełna 900 osób. Wiele z nich wyjechało później na stałe. Przed wojną społeczność żydowska stanowiła nawet 70 proc. mieszkańców, zaś w ścisłym centrum mieszkało ich nawet 80-90 proc.