Jastrzębska Spółka Węglowa (JSW), której częścią od tego roku jest samodzielny dotąd "Budryk", rozważa także wycofanie wypowiedzeń wobec innych zwolnionych po strajku pracowników, jednak ostateczne decyzje w tej sprawie jeszcze nie zapadły. Strajk na tle płacowym trwał w "Budryku" od połowy grudnia ubiegłego roku do końca stycznia 2008. Łabądź był wśród 13 osób, zwolnionych z pracy po zakończeniu protestu. Pracodawca zarzucił im łamanie wielu przepisów i regulaminów pracy. Zarzuty nie dotyczyły natomiast - zgodnie z zawartym porozumieniem - kwestii legalności strajku. Ten wątek bada prokuratura. - Mogę potwierdzić, że została zawarta ugoda, zgodnie z którą zostało wycofane wypowiedzenie umowy o pracę, a pan Krzysztof Łabądź wycofał z sądu swój pozew. Nie będziemy jednak mówić o przyczynach takiej decyzji - powiedział w czwartek rzecznik kopalni, Mirosław Kwiatkowski. Również rzeczniczka JSW, Katarzyna Jabłońska-Bajer, nie chciała komentować sprawy. Jak powiedziała, zarząd JSW analizuje teraz "pewne nowe fakty"; od wyników tej analizy będzie zależało, czy również pozostałe wypowiedzenia zostaną cofnięte. Rzeczniczka nie sprecyzowała, o jakie fakty chodzi. - Wypowiedzenie zostało wycofane na dzień przed terminem założonej przeze mnie sprawy sądowej o uznanie wypowiedzenia za bezzasadne. Od początku zwracaliśmy uwagę, że zwolnienie nas z pracy jest sprzeczne z prawem. Potwierdziła to także Państwowa Inspekcja Pracy - powiedział Łabądź. Termin wypowiedzenia jego umowy o pracę upływał z końcem czerwca. Po strajku dwaj jego uczestnicy, m.in. jeden z jego liderów Wiesław Wojtowicz, zostali zwolnieni dyscyplinarnie bez okresu wypowiedzenia, pozostali związkowcy mieli miesięczne lub - w większości - trzymiesięczne okresy wypowiedzenia. W maju Państwowa Inspekcja Pracy oceniła, że zwolnienie z pracy Łabądzia i innego lidera protestu, Grzegorza Bednarskiego z "Kadry Budryka", było nieprawidłowe. W związku z tym inspekcja wystąpiła o ukaranie dyrektora kopalni. PIP nie zakwestionowała merytorycznych powodów zwolnień związkowców, lecz naruszenie przez dyrekcję kopalni procedur. Zwolnienia dokonane zostały bowiem bez zgody zakładowych organizacji związkowych. Przedstawiciele JSW argumentowali wówczas, że zwracali się w tej sprawie do związków, podając szczegółowo motywy planowanych zwolnień. Związkowcy mieli jednak nie przyjąć do wiadomości argumentów spółki i nie zgodzić się na zwolnienia swoich szefów. Kierownictwo JSW określało sytuację jako "absurdalną", bo zwolnieni to jednocześnie szefowie związków, które spółka musiała pytać o zgodę na wypowiedzenia. Związkowcy nie zostali zwolnieni za udział w strajku, lecz za łamanie prawa. Postawione im zarzuty dotyczyły m.in. wprowadzenia w błąd kierownictwa kopalni, naruszenia nietykalności cielesnej, szantażu, stosowania gróźb, pomawiania, znieważania, łamania regulaminu pracy oraz uniemożliwienia podziemnych kontroli. W trwającym od 17 grudnia ubiegłego roku do 31 stycznia br. strajku uczestniczyło kilkaset z liczącej ok. 2,4 tys. osób załogi "Budryka". Protestujący chcieli wyrównania swych płac do poziomu JSW, której częścią samodzielna dotąd kopalnia stała się w styczniu. Okupację prowadzono na powierzchni i pod ziemią, ponad dwa tygodnie trwała też podziemna głodówka. Przedstawiciele JSW już podczas strajku zarzucali jego organizatorom łamanie prawa, informując o tym prokuraturę w Mikołowie. Po zakończeniu protestu przedstawili listę 18 zdarzeń, którymi motywowali wszczęcie procedur zwolnienia liderów strajku oraz niektórych ich współpracowników.