Jeden lubi popatrzeć na ziemię z góry, drugi widzi w węglu różne postaci, a trzeci nagle zaczyna szukać wolności. Choćby w Tybecie Adam Labus latać uczył się już jako 17-latek, nawet w szkole w Dęblinie: - Ale wróciłem na Śląsk. To były czasy, kiedy orkiestra ruszała w teren szukać górników. Na "Wieczorku" w oddziale szybowym wyciągał maszyną urobek, wwoził i zwoził górników. Wolne chwile spędzał w powietrzu, w szybowcu: - Pierwszy raz pamiętam, oczywiście. Zadarł w górę jak windą do nieba. Trzeba tor lotu zagiąć, linę się odczepia, drgnięcie i ta nagła chwila nieważkości. Potem tylko szum powietrza. Na kolanach Następne były samoloty, wreszcie akrobacje. Był w nawet w kadrze narodowej, więc urlopy spędzał na zawodach: - Niekiedy robiłem dziennie sześć lotów, bo tam była okazja do ćwiczeń. Do łóżka wieczorem wczołgiwałem się na kolanach. Wracając do domu, czasem żonie po drodze... kartkę z wiadomością zrzucił do ogródka: - Jestem domatorem, zawsze się cieszyłem, jak już widziałem smog nad Śląskiem, pierwsze kominy. Kiedyś góry można stąd było tylko trzy razy w roku podziwiać. Teraz rzadko kiedy ich nie widać. A jak się leci po równoleżniku, to Śląsk jest cały zielony. Na emeryturze uczy latać, pracuje w firmie przewozowej na cessnie o rejestracji? KWK. Trzyma kciuki za córkę: 19-letnia Barbara chce zostać zawodowym pilotem. Węglowy monopolista Czarna św. Barbara z mieczem, u jej stóp przewrócony mężczyzna, obok górniczy kask. Węgiel dobry: twardy antracyt z "Wujka". To jedna z nielicznych rzeźb w domu Franciszka Kurzei. A przez lata zdążył ich zrobić osiem tysięcy! - Wszystko się bardzo szybko rozchodziło. Gdy przyjeżdżała jakaś delegacja,to i po nocy pracowałem - mówi pan Franciszek. Na kopalnię trafił jako tokarz-ślusarz, ale gdy okazało się, że świetnie rzeźbi, nie dali mu odpocząć. Figurki robił od dziecka: z wosku, z chleba. Potem tworzył w czarnym: jak nie węgiel to grafika, wycinanki. Śląski folklor, religijne obrzędy, górnicza robota. Papieże, frasobliwe Chrystusy. - Węgiel wystarczy chwycić i wiesz, co z tego będzie. Czasem się kruszy, czasem jest jak guma. Ale na "Wujku" prawie każdy kawałek się nadawał - opowiada. W ruch szły dłutka stolarskie, szlifierka i? pasta do butów. Na grafikach pokazał m.in. tragedię górników w 1981 roku. W tym tygodniu był na otwarciu muzeum tamtych wydarzeń. Dojechać pomogli przyjaciele z pracy, bo miażdżyca zabrała mu obie nogi. Od niedawna niedowidzi na jedno oko, a kolejka do operacji na dwa lata... Dlatego już i wycinanek nie robi. A szkoda, bo po prace na wystawy wciąż ktoś się zgłasza... Marzyć to dużo O, tu mam ostatnie odznaczenia z kopalni - Mietek Bieniek pokazuje kartkę z wynikami badań: pylica płuc postępuje. - Lekarze mówią: spokojny tryb życia. Ale przecież nie będę z laską po Korei chodził - dodaje. Korea to osiedle w Katowicach, obok kopalni "Wieczorek", gdzie był górnikiem przodowym. W Centrum Sztuki Filmowej można właśnie oglądać wystawę zdjęć z podróży Mietka i reżysera Pawła Wysoczańskiego do Afryki. Wcześniej byli razem w Indiach: powstał film "W drodze" o spotkaniu Mietka z Dalajlamą. Na kopalni też spełnił swoje marzenie: wyrobić 300 proc. normy. Ale kilka lat temu miał poważny wypadek. Miesiące w szpitalu, renta, załamanie i nagły impuls: do Indii! Zwiedził już pół Azji, część Ameryki Południowej, Afryki. Jest uparty, idzie na żywioł. By zdobyć wizę do Sudanu? rzucił się na szyję urzędnikowi, wmawiając mu, że razem studiowali. Planuje lot do Malezji (znalazł bilet za 128 dolarów!). Obmyśla podróż rowerem dookoła Afryki: - Fascynuje mnie, chcę ją zobaczyć bez pośpiechu. I jak najwięcej tych miejsc, gdzie białego nie widzieli. Marzyć w kierunku: chcę, to już dużo - uważa. Potem ostatnie wizyty u lekarzy i w drogę... Marta Żabińska marta.zabinska@echomiasta.pl