Zbigniew Nowak opuścił dziś oddział intensywnej terapii, kilka kolejnych dni spędzi jednak jeszcze w szpitalu na obserwacji, ale jak mówi, nie może już doczekać się powrotu do domu: Przyznaje, że dostał drugie życie, ale nie chce być nazywany bohaterem. - Dla mnie bohater, to jest ktoś, kto kogoś uratuje, komuś pomoże. Jestem zwykłym, całkiem normalnym człowiekiem - mówił Nowak podczas spotkania z dziennikarzami w sosnowieckim szpitalu im. św. Barbary. O wypadku - jak zaznaczył - stara się nie myśleć. Chce jak najszybciej dojść do siebie i wrócić do domu. Jednak teraz, po tygodniu od ocalenia, łatwiej mu przychodzi opowiadanie o tym, co przeżył. - Było to bum, ciemno, kupa kurzu i dopiero po chwili, jak już wszystko opadło, człowiek mógł się rozeznać, jak to wyglądało - opisywał pierwsze momenty po tąpnięciu. Górnik miał trochę wody w butelce. Jedynym jego pożywieniem były kartki wyrwane z notesu, próbował sobie wyobrazić, że je coś smacznego. Dopóki lampka nie zgasła, górnik mógł patrzeć na zegarek, sprawdzić datę i godzinę. Potem niczego nie widział. Czasem zasypiał, a kiedy się budził, był rozczarowany, że nie jest w swoim łóżku, tylko zasypany pod ziemią. Teraz śpi spokojnie. Górnik mówi, że przez cały czas wierzył, że ratownicy do niego dotrą. To pomogło mu przetrwać. Pod ziemią myślał o całym życiu - jakie było, jakie mogłoby być, jak poznał się z żoną, ślub, narodziny córeczki. Górnik już kilka dni temu był gościem Kontrwywiadu Kamila Durczoka w RMF FM. Powiedział wtedy, że nie wie, czy wróci jeszcze do pracy w kopalni: 111 godzin pod ziemią - zobacz galerię zdjęć