W referendum wzięło udział ok. 92 tys. górników. Jak mówią związkowcy, strajk może rozpocząć się w każdej chwili, ale na pewno najpierw trzeba jeszcze rozmawiać. Jest to o tyle argument, że rząd nie może w tym momencie mówić, że akcja protestacyjna to jest wymysł liderów związkowych. - W tym momencie mamy dowód, że za nami stoją załogi górnicze i nie ma mowy o jakichś ambicjach liderów związkowych, a nie interesie całego górnictwa - powiedział RMF wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce (ZZGwP), Wacław Czerkawski. Referendum było wspólną inicjatywą 12 górniczych związków, zrzeszonych w powołanym przed miesiącem sztabie protestacyjno-strajkowym. Górnicy sprzeciwiają się rządowym planom likwidacji 7 kopalń i likwidacji 35 tys. miejsc pracy. Bronią też swoich świadczeń pracowniczych. Pracownicy kopalń odpowiadali wczoraj na pytanie: "Czy jesteś za przystąpieniem do strajku generalnego w obronie miejsc pracy i uprawnień pracowniczych". Referendum nie oznacza, że będzie strajk. Wyniki referendum będą argumentem w rozmowach z rządem. - Pozytywne jest to, że takie rozmowy się rozpoczęły i doszło do zbliżenia stanowisk. Jest nadzieja, że nie dojdzie do ostateczności, jaką jest strajk - uważa wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce (ZZGwP), Wacław Czerkawski. W Sejmie odbyła się wczoraj debata nad informacją rządu na temat reformy. Minister gospodarki przekonywał posłów, że restrukturyzacja jest konieczna. Obiecał, że rząd będzie się starał utworzyć na Śląsku, jak najwięcej miejsc pracy dla odchodzących z kopalń. Założenia programu spotkały się z krytyką opozycji. Platforma Obywatelska wystawiła reformie ocenę niedostateczną, a Prawo i Sprawiedliwość skrytykowało rząd na zwlekanie z rozwiązaniem problemu. Głosowanie nad informacją rządu na następnym posiedzeniu Sejmu.