Jak poinformował w piątek szef Solidarności w gliwickim ZLK Roman Chwała, o uchwale zarządu spółki przewidującej likwidację, pracownicy dowiedzieli się w czwartek. Wcześniej konsultowane ze związkami projekty restrukturyzacji, zakładały utrzymanie zakładu w Gliwicach. - Na zwołanym wczoraj zebraniu pracownicy spontanicznie zdecydowali o podjęciu głodówki. Oczekujemy przede wszystkim spotkania i wycofania się z decyzji o likwidacji gliwickiego zakładu - powiedział Chwała. Wyjaśnił, że w związku z planowanymi działaniami restrukturyzacyjnymi spółka zamierzała początkowo zlikwidować 10 z 27 regionalnych ZLK. Nie planowano wówczas likwidacji gliwickiego ZLK. Po negocjacjach ze związkami, plany likwidacji zredukowano do czterech zakładów - w tej grupie znalazły się Gliwice. - Oznaczałoby to, że miałyby zostać zlikwidowane trzy małe zakłady - w Gorzowie Wielkopolskim, Toruniu i Koszalinie oraz jeden duży, w Gliwicach. Jesteśmy jednym z większych zakładów linii kolejowych w kraju, zatrudniamy blisko 1,7 tys. osób, obejmujemy jedną trzecią woj. śląskiego i część opolskiego - wyjaśnił Chwała. Związkowcy sceptycznie podchodzą do zapewnień zarządu, że mimo likwidacji, żaden z gliwickich pracowników nie straci pracy. Nie wiadomo jeszcze, w jaki sposób załoga miałaby rozdzielona między sąsiednie zakłady z Opola i Tarnowskich Gór, czy Sosnowca. - Obawiamy się nierealnych propozycji - ze względu na możliwości dojazdu, znaczne odległości czy zmiany charakteru pracy będą nie do zaakceptowania przez naszych pracowników. Szczególnie może to dotknąć pracujących w naszym zakładzie kobiet - wskazał szef tamtejszej Solidarności. Jak dodał, duża część załogi gliwickiego ZLK wzięła w piątek urlopy na żądanie. Dwudziestu pracowników rozpoczęło rano protest głodowy na terenie zakładu, ośmiu innych pojechało głodować w Warszawie. Związkowcy pojechali do Warszawy, by "pokazać bezpośrednio pracodawcy efekty jego błędnych decyzji". - Załoga jest zdesperowana, ale na razie nie będziemy wstrzymywać ruchu pociągów i utrudniać życia pasażerom. Zdajemy sobie sprawę, że to drastyczna forma protestu, ale zarząd też postępuje z nami drastycznie - podkreślił Chwała.