Informacje o zaginionej pojawiły się już w prasie i telewizji. Dziewczyny od kilkunastu dni szukają bielscy policjanci, m.in. z Sekcji Dochodzeniowo-Śledczej oraz Sekcji Kryminalnej. Przyjaciele Joanny zbierają pieniądze, by wynająć detektywa Rutkowskiego. W sprawę zaangażowali się nawet jasnowidze. Sprawdzane są wszelkie informacje i sygnały o miejscach ewentualnego przebywania zaginionej. Niestety, do tej pory wszystkie te informacje okazały się fałszywe, a policja przyznaje, że brakuje jej punktów zaczepienia. Joanna pochodziła z dobrego domu, miała wielu przyjaciół, chłopaka i żadnych poważnych problemów. W środę 7 czerwca wybierała się właśnie na swój pierwszy egzamin w Górnośląskiej Wyższej Szkole Handlowej. Miała jechać pociągiem do Katowic. Pieszo szła na stację kolejową w Goczałkowicach-Zdroju, gdzie czekał na nią znajomy. Niestety, nigdy tam nie dotarła. Ostatnią osobą, która widziała ją żywą, był sąsiad. Jej telefon zadzwonił tylko raz. Kilkanaście minut po wyjściu z domu "puściła sygnał" koledze, który czekał na nią na dworcu. Chłopak nie zdążył odebrać. Gdy sam dzwonił, Joanna już nie reagowała. Jeszcze przez jakiś czas, w jej komórce odzywał się sygnał. Później telefon umilkł na dobre. Policja przyznaje, że sprawa jest trudna i bierze pod uwagę wszelkie możliwości zaginięcia dziewczyny. Nie wyklucza także porwania.