- Każdy z podejrzanych usłyszał zarzuty podrabiania podpisów na dokumentach poparcia dla komitetu wyborczego jednej z partii w celu osiągnięcia korzyści majątkowej w kwocie 130 zł - powiedział w poniedziałek rzecznik katowickiej policji, Jacek Pytel. 130 zł to wartość diety, którą w ubiegłorocznych wyborach otrzymywali członkowie obwodowych komisji wyborczych. Za zebranie odpowiedniej ilości podpisów podejrzani mieli mieć zapewnione miejsca w komisjach. W praktyce w komisjach faktycznie zasiadły dwie spośród 10 osób, którym postawiono zarzuty. Doniesienie w tej sprawie złożyła Okręgowa Komisja Wyborcza, która znalazła uchybienia na listach z podpisami poparcia. Najważniejsze z nich to dwukrotne złożenie podpisu przez tę samą osobę oraz niezgodność numeru PESEL z płcią osoby składającej podpis. Były też podpisy osób nieżyjących. W toku śledztwa, prowadzonego pod nadzorem prokuratury, przesłuchano kilkuset świadków. Udowodniono 42 przypadki różnych form fałszowania podpisów - właśnie tyle zarzutów usłyszeli oskarżeni. W ostatnim czasie akt oskarżenia w tej sprawie trafił do sądu. Jak dowiedziała się PAP od osób znających kulisy dochodzenia, oskarżeni zbierali podpisy poparcia na rzecz kandydatów Polskiej Partii Pracy. Również w tym roku, w czerwcowych wyborach uzupełniających do Senatu w okręgu katowickim, komisja wyborcza podała w wątpliwość część podpisów poparcia dla kandydata tego ugrupowania. Także tę sprawę zbadają policja i prokuratura. Zgodnie z prawem, kto dopuszcza się nadużycia w sporządzaniu list z podpisami obywateli zgłaszających kandydatów w wyborach lub inicjujących referendum, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.