Dyspozytor WUG potwierdził, że rzeczywiście było zgłoszenie podziemnego pożaru w Pniówku. Gdy jednak na miejsce pojechali specjaliści z Okręgowego Urzędu Górniczego w Rybniku, okazało się, że alarm był fałszywy. Jak podała rzeczniczka JSW Katarzyna Jabłońska-Bajer, alarm wszczęto po tym, jak krótko przed północą jeden z pracowników zauważył dym w rejonie ściany wydobywczej. Powiadomił o tym dyspozytora. - Podjęto akcję ratowniczą, zastępy ratowników zjechały na dół, ewakuowano załogę pracującą w rejonie dwóch ścian - łącznie 129 osób. Po dojściu do ściany ratownicy stwierdzili, że powodem unoszenia się oparów i pyłów jest rozerwany rurociąg, którym rozprowadzone jest na dole sprężone powietrze - wyjaśniła rzeczniczka. Rurociąg jest naprawiany. Ratownicy przy użyciu kamer termowizyjnych upewniają się, czy nigdzie w pobliżu nie ma objawów samozagrzewania się węgla. Pożary endogeniczne to naturalne i stosunkowo częste zjawisko w górnictwie. Powodem ich powstawania jest samozagrzanie węgla w tzw. zrobach ściany wydobywczej, czyli miejscach po eksploatacji węgla. W tego typu przypadkach zwykle nie występuje otwarty ogień, ale zadymienie i podwyższona temperatura. Pożary endogeniczne są zwykle wykrywane przez kopalniane czujniki, które alarmują o podwyższonych stężeniach tlenku węgla i innych gazów.