Unieruchomienie kolejki spowodowała awaria zasilania. - Ludzie siedzący na krzesełkach znaleźli się na wysokości od 5 do 8 metrów - mówił Gazeciecodziennej.pl Ireneusz Brachaczek, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Cieszynie. Do awarii wyciągu doszło ok. godz. 15.00. Ewakuacja ludzi z krzesełek trwała do godz. 18.00. W akcji brało udział dziesięć jednostek straży pożarnej oraz specjalna grupa ratownictwa wysokogórskiego GOPR ze Szczyrku. Narciarze byli przemarznięci, ale nikomu nic się nie stało. - Nie było bezpośredniego zagrożenia dla życia lub zdrowia narciarzy, którzy zostali uwięzieni na kolejce, ale z uwagi na niską temperaturę (minus 15 st. C), istniało ryzyko wychłodzenia organizmu. Akcję ratunkową utrudniał też zmrok - tłumaczył Ireneusz Brachaczek. Dzieciaki przemarznięte i wystraszone Co działo się tego dnia na wyciągu relacjonują Gazeciecodziennej.pl narciarze. - Od rana były jakieś problemy z wyciągiem, co chwilę stawał, zwalniał - opowiada Patrycja Nowak z Zabrza. - O 14.45 wyciąg zatrzymał się na dłuższą chwilę, ale znowu ruszył. Kolejni ludzie wjeżdżali kolejką, my prawie dojechaliśmy do końca i wtedy wyciąg zatrzymał się na dobre. Gdy po półgodzinie nic się nie działo, zadzwoniłam na straż pożarną, potem po GOPR. Akcja zaczęła się godzinę po tym, jak wyciąg stanął! Niestety, strażacy mieli za krótkie drabiny i nie potrafili nas ściągnąć, poza tym nie mieli uprzęży, a przepisy zabraniają im bez nich podejmować akcję. Kolejną karygodną rzeczą było to, że zaczęli ściągać ludzi od dołu - czyli tych, którzy najkrócej byli na wyciągu. Dopiero GOPR ściągnął nas na ziemię. Była ok. 17.30. - Po 15 minutach marznięcia z dziećmi na kanapie zadzwoniłem na GOPR, potem na policję. Przyjęli zgłoszenie i nic. Gdy znów zadzwoniłem na policję poinformowali mnie, że właściciele wyciągu podejmują akcję i we własnym zakresie ściągają ludzi. Niestety, nic się nie działo. Ściągnęli nas po 45 minutach. Po całym zdarzeniu ośrodek zafundował przynajmniej herbatę i można się było zagrzać. Dzieciaki są przemarznięte i wystraszone, ale na szczęście nic się nie stało - mówił pan Jarek z Rybnika. Karetka odjechała pusta Ryszard Kurowski z Beskidzkiej Grupy GOPR: - Błędem było to, że gastor wyciągu sam chciał ewakuować ludzi. Wszystkie systemy zabezpieczeń zawiodły, w tym do ręcznej ewakuacji. To nauczka na przyszłość, że gdy po 10 minutach nie da się uruchomić wyciągu, to należy zawiadomić odpowiednie służby m.in. GOPR. W tym przypadku informacja przyszła do nas zdecydowanie za późno. Akcja była utrudniona ze względu na duży mróz, który powodował szybkie wychłodzenie organizmu. Było to bardzo niebezpieczne, zwłaszcza dla dzieci. Ewakuowaliśmy z wyciągu 152 osoby, na szczęście nikomu nic się nie stało i karetka odjechała pusta. Dopiero co ruszyli Zagroń to dawny wyciąg Marek znajdujący się na stokach Złotego Gronia w Istebnej. Pierwszy ośrodek narciarski w Istebnej, dysponujący koleją linową z czteroosobowymi kanapami został oficjalnie otwarty przed tygodniem. Janusz Waszut, prezes zarządu Linter Tour, właściciela ośrodka mówi, że zawiódł podwójny system zabezpieczeń. - Jeszcze nie wiemy, jaka była tego przyczyna. Od popołudnia mieliśmy problemy z prądem, podejrzewamy że wysokie skoki napięcia mogły uszkodzić elektronikę. Wskazywałyby na to sprzeczne komunikaty: jeden o zbyt wysokim, drugi o zbyt niskim ciśnieniu w systemie hydraulicznym, dlatego nie można było uruchomić silnika spalinowego, który dowiózłby ludzi do stacji górnej. Wyciąg chodził pełną parą w sobotę i nie było większych problemów. Słowacka firma, która wyprodukowała urządzenia została już powiadomiona, eksperci mają przyjechać już dziś i zbadać, co było przyczyną awarii. Wszystkim poszkodowanym zapewniliśmy w naszym ośrodku ciepłe napoje. Oczywiście wszystkie karnety podlegają zwrotowi. W poniedziałek wyciąg ruszy ponownie, mamy nadzieję, że już bez takich problemów - przekonywał Janusz Waszut. KRZYSZTOF KACZOROWSKI, TWO