Żużlowcy PGE Marmy Rzeszów po zaciętym i emocjonującym meczu pokonali Włókniarza Częstochowa 49:41. Ponieważ w pierwszym meczu zespół z Częstochowy wygrał 47:43, bonus także pozostał w Rzeszowie. Beniaminka do sukcesu poprowadził świetnie dysponowany Jason Crump. Losy meczu rozstrzygnęły się w ostatnich wyścigach. W dziesiątym biegu Rafał Okoniewski z Chrisem Harrisem wygrali podwójnie i Marma objęła prowadzenie 31:29. Po zwycięstwie Crumpa w jedenastym (przed A. Łagutą i Kuciapą) przewaga miejscowych wzrosła do czterech punktów (35:31), a w dwumeczu był remis. Przed biegami nominowanymi PGE Marma prowadziła 41:37. Obydwa wygrali gospodarze i mogli cieszyć się z trzech punktów. - Mecz kosztował nas i naszych kibiców dużo nerwów, ale o to w żużlu chodzi. To było fajne widowisko, ale rywal był wyśmienity, potrafił się odnaleźć na tym torze, stanowił równy zespół, stąd ta walka - podsumował Rafał Okoniewski. - To był horror. Na szczęście horror ze szczęśliwym zakończeniem. Spodziewaliśmy się, że będzie to trudne spotkanie, ale nie, że aż tak. Na początku dostaliśmy w plecy i musieliśmy odrabiać straty - podkreślił trener Marmy Dariusz Śledź. - Na początku wszystko układało się dobrze. W biegu młodzieżowym odnieśliśmy ponadplanowe zwycięstwo. Potem braciszkowie Łagutowie pojechali koncertowo, ale takiej jazdy można się po nich spodziewać. Potem seria remisów, ale brakowało jakiegoś małego odskoku. A potem Rzeszów dopasował się do swojego toru. U nas była mała luka w składzie, a jak jest taka luka w takich meczach, to można zapomnieć o zwycięstwie i nawet o bonusie - powiedział menedżer Włókniarza Jarosław Dymek.