Brychczyński podkreśla, że jeśli doszło do awarii jednego silnika, teoretycznie drugi powinien wystarczyć do bezpiecznego wylądowania. Ekspert wskazuje jednak, że pasażerowie mogli nie być przypięci do foteli. W takiej sytuacji po wyłączeniu jednego silnika i przechyleniu maszyny możliwe było przesunięcie środka ciężkości, co dla startującego samolotu było katastrofalne.Negatywny wpływ na pracę silników mogła też mieć pogoda. Ekspert podkreśla, że wysoka temperatura nie sprzyja ich pracy.Grzegorz Brychczyński zastrzega, że oceną zdarzenia zajmuje się Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Na miejscu pracują też prokuratorzy. Śledczy sprawdzają również okoliczności wypadku pod kątem błędu pilota lub kontroli lotów z lotniska w Rudnikach.Miejsce katastrofy leży w linii prostej ok. 3 km od lotniska w Rudnikach. Samolot spadł niedługo po starcie, poza zabudowaniami. Na razie nie wiadomo, co mogło być przyczyną wypadku. Według nieoficjalnych informacji ze źródeł zbliżonych do sprawy, maszyna mogła być przeładowana, co przy wysokiej temperaturze powietrza mogło doprowadzić do awarii jednego z silników. We wczorajszej katastrofie zginęło 11 osób. Jedyny mężczyzna, który przeżył, został w ciężkim stanie przewieziony do szpitala w Częstochowie. Samolotu używała prywatna szkoła spadochronowa.