Kontrolę przeprowadzono po tragedii, do której doszło w Wielkanoc w Katowicach. W wybuchu, spowodowanym przez górnika zatrudnionego w firmie współpracującej ze skontrolowanymi kopalniami, zginął on sam i jego była żona, a ich syn został ranny. Mężczyzna najprawdopodobniej zdetonował ładunek wybuchowy używany do robót strzałowych w górnictwie. Gliwicki OUG skontrolował kopalnie "Knurów", "Bielszowice" i "Pokój". Inspektorzy zbadali książki raportowe, raporty dyspozytora metanometrii w zakresie dotyczącym dokumentowania robót strzałowych. Badane też były dzienniki strzałowe i tzw. książka obrotów środkami strzałowymi, w której odnotowuje się każde wydanie lub zwrócenie materiałów wybuchowych. - Kontrola tych dokumentów nie wykazała nieprawidłowości w obrocie środkami strzałowymi w żadnej z tych kopalń - powiedział dyrektor gliwickiego OUG-u Jerzy Kolasa. Zaznaczył, że wyniki kontroli dotyczą górnika, który zginął w eksplozji i firmy, w której pracował. Dyrektor podkreślił, że nie wie, co właściwie eksplodowało w mieszkaniu górnika. Taka informacja mogłaby pozwolić na przybliżenie źródła, z którego mogły pochodzić materiały wybuchowe. - Ten mężczyzna posługiwał się różnymi materiałami wybuchowymi, niekoniecznie tymi samymi w każdej z kopalń - wyjaśnił dyrektor. Dodał, że mężczyzna pracował wcześniej jako górnik strzałowy w innych zakładach górniczych, od roku był na emeryturze i rozpoczął pracę w firmie zewnętrznej. - Miał bardzo dobry dostęp to materiałów wybuchowych i środków strzałowych. Nie wiadomo, czy miał w domu własne środki strzałowe, czy pozyskał je od kogoś, czy też znalazł w urobku niezdetonowane materiały wybuchowe - co też jest możliwe - i ich nie zwrócił - podkreślił Kolasa. Materiały wybuchowe w kopalniach powinny być szczegółowo ewidencjonowane, a ich wynoszenie z zakładu jest zakazane. W doniesieniach policyjnych co jakiś czas pojawiają się jednak informacje o kopalnianych materiałach wybuchowych, które trafiły np. w ręce przestępców lub desperatów. W opinii dyrektora gliwickiego OUG-u, przepisy regulujące kwestie gospodarowania materiałami wybuchowymi są bardzo rygorystyczne. Pytany, na ile można je obejść i zafałszować dokumentację dotyczącą materiałów wybuchowych, dyrektor Kolasa przyznał, że jest to teoretycznie możliwe. Roboty strzałowe są co prawda kontrolowane przez służby strzałowe i osoby dozoru, ale materiał wybuchowy jest umieszczany w otworach strzałowych i nie zawsze można sprawdzić ile rzeczywiście go tam włożono - potwierdził dyrektor. Zaznaczył, że górnicy strzałowi są obdarzani wielkim zaufaniem - to wyselekcjonowani, po badaniach psychologicznych i specjalistycznych kursach. Niestety, okazuje się, że nie wszyscy są uczciwi. "Chyba jedynym rozwiązaniem - choć nie sądzę, że byłoby to skuteczne - byłyby rewizje osobiste - mówi Kolasa. Do eksplozji w katowickim mieszkaniu doszło w wielkanocną niedzielę wczesnym popołudniem w czteropiętrowym budynku w Katowicach Bogucicach, zginął 51-latek i jego 45-letnia żona. Ich 21-letni syn, którego odwiedzała kobieta, uniknął śmierci, bo w chwili wybuchu był w innym pokoju. Policyjne śledztwo wykazało, że mężczyzna sam zdetonował materiał wybuchowy. Doszło do tego podczas sprzeczki byłych małżonków. Na krótko przed tragedią kobieta zadzwoniła na policję z prośbą o interwencję. Gdy policjanci wchodzili do budynku, usłyszeli wybuch. Jego sprawca był emerytowanym górnikiem strzałowym, ostatnio zatrudnionym w prywatnej firmie drżącej chodniki w kopalniach. Kilkudziesięciu mieszkańców bloku mogło wrócić do swoich mieszkań dopiero w niedzielę wieczorem, po zakończeniu czynności śledczych i dokładnym sprawdzeniu pirotechnicznym budynku. Sprawdzono także samochód sprawcy wybuchu i jego szafkę ubraniową w miejscu pracy. Nie znaleziono materiałów wybuchowych.