Monika studiuje filologię polską. Jest na trzecim roku. Największe problemy ma, tak jak większość jej koleżanek, z gramatyką historyczną. Na wykładach musi bardzo uważać, bo niełatwo te specjalistyczne pojęcia przełożyć na język migowy. Spełnione marzenie Monika nie słyszy od urodzenia. Od zawsze chciała studiować polonistykę. - Będę pracować z niesłyszącymi dziećmi - opowiada z przejęciem. - Dla osoby niesłyszącej polski to tak naprawdę drugi język, język obcy. Pierwszym, którego się uczy, jest migowy. A nauczyciele często nawet nie znają dobrze migowego. Niewielu niesłyszących studiuje. Dlaczego? - Większość nie rozpoczyna studiów, bo się boi wyzwań, nieprzystosowania. No i braków w edukacji - przekonuje Monika. - Niestety, wiele szkół dla niesłyszących jest na bardzo niskim poziomie. A głuchy to nie znaczy głupi! Monika skończyła liceum dla osób niesłyszących. Przyznaje, że startując na studia miała wielkie obawy, ale chęć dalszej nauki była silniejsza od strachu. Zdała egzamin na Akademię Podlaską w Siedlcach i zaczęły się problemy z otrzymaniem tłumacza. Monika postanowiła się przenieść. Warunkiem było zaliczenie pierwszego roku i wyrównanie różnic programowych. Zrobiła to - bez tłumacza, dzięki pomocy słyszących koleżanek i własnemu uporowi. Przyjęto ją na Uniwersytet Śląski, na drugi rok filologii polskiej. Życzliwość i pomoc To nie był koniec zmartwień. Zasady przyjmowania tłumaczy języka migowego były wtedy dość zawiłe, w efekcie czego Monika musiała przez kolejny rok radzić sobie sama. Mogła liczyć tylko na życzliwość i pomoc. I otrzymywała ją, tylko jeden profesor robił jej przykrości. - Nie chcę dziś nawet mówić kto to był - uśmiecha się dziewczyna. Jej pasją są podróże. Te do egzotycznych krajów. Jak na razie podróżuje bliżej, ostatnio spędziła miesiąc w Anglii. Tylko z koleżanką, tak jak ona - niesłyszącą. - Rodzice bali się, jak sobie damy radę. Ale ja się uparłam - opowiada Monika. - Jakoś nie było problemów z dogadaniem się, dookoła miałyśmy wielu Polaków. A na mieście? Pisałyśmy na kartkach i tyle. Głównie zwiedzałyśmy. Dopiero od tego roku Monika ma stałego tłumacza. Nadal pożycza notatki od koleżanek, ale teraz jest jej dużo łatwiej. Nawet gdy pojawiają się pojęcia trudne, specjalistyczne, na które w języku migowym nie ma ustalonego znaku. - Przecież każde pojęcie można wytłumaczyć - wyjaśnia Monika. - A jeśli słowo pojawia się często, tworzymy z tłumaczem nowy znak, na własny użytek. Czy najgorsze już mam za sobą? - Nie wiem... W końcu przede mną kilka naprawdę trudnych egzaminów. Pogadamy, jak zdam gramatykę - śmieje się Monika. I już planuje kolejną podróż, tym razem do Irlandii. Anna Pojda