Jak poinformowała rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego (WUG), Edyta Tomaszewska, w kopalni "Mysłowice-Wesoła" (ruch "Wesoła") w zagrożonym rejonie 665 m pod ziemią, w chodniku transportowo-wentylacyjnym przebywało 52 górników. Gdy czujniki wykazały podwyższone stężenie tlenku węgla, zostali bezpiecznie wycofani. Nie było potrzeby użycia tzw. aparatów ucieczkowych, czyli tlenowych. W kopalni trwa akcja przeciwpożarowa, prawdopodobnie zagrożony rejon zostanie odizolowany od pozostałej części kopalni tamami przeciwwybuchowymi. Wszystko wskazuje na to, że jest to typowy tzw. pożar endogeniczny, przejawiający się głównie podwyższonymi stężeniami tlenku węgla, nie ma ognia i dymu. Podobne zjawisko odkryto minionej nocy w chodniku wentylacyjnym Zakładu Górniczego "Piekary" w Piekarach Śląskich, 415 metrów pod ziemią. Dym z ociosu, czyli bocznej ściany wyrobiska, odkryli ratownicy górniczy, prowadzący w tym rejonie prace profilaktyczne. Bezpiecznie wycofano trzy osoby. Akcje w kopalniach nadzorują okręgowe urzędy górnicze w Katowicach i Gliwicach. Podwyższenie stężeń tlenku węgla i innych gazów, zwiększona temperatura lub zadymienie, oznaczają zwykle w kopalni powstanie podziemnego pożaru endogenicznego. Powodem jest samozagrzanie węgla np. w tzw. zrobach ściany wydobywczej, czyli niedostępnych pustych przestrzeniach po eksploatacji. Pożary endogeniczne to naturalne i stosunkowo częste zjawisko w górnictwie. W tego typu przypadkach zwykle nie występuje otwarty ogień. Pożar jest wykrywany najczęściej przez czujniki. Po otamowaniu zwykle wygasa, jednak może to trwać nawet kilka miesięcy. Aby przyspieszyć wygaśnięcie pożaru, do otamowanego wyrobiska często tłoczy się gazy, np. azot, które wypierają z wyrobiska powietrze. Zobacz również: Karetki wezwano po 40 minutach Stan 4 górników bardzo ciężki. Potrzebna krew. Żałoba po katastrofie w kopalni "Wujek-Śląsk"