Opolanie są dumni z urodzonego w ich mieście Mirosława Klose. Jego ojciec, Józef Klose, pochodzi z rodziny niemieckiej. Podobnie wygląda sytuacja w Gliwicach, gdzie urodził się Łukasz Podolski, a jego babcia mieszka tam nadal - relacjonuje gazeta. Obydwie rodziny wyjechały do Niemiec w latach 80 w ramach łączenia rodzin. Ich dziadkowie byli przed wojną obywatelami Rzeszy. Jak utrzymuje "Süddeutsche Zeitung", podobną drogę wybrało setki rodzin z Górnego Śląska, ich odejście powiązane było z wieloletnimi szykanami: utratą pracy, inwigilowaniem przez służby specjalne, gorszym traktowaniem dzieci w szkole. Wyjeżdżając musieli pozostawić część majątku - czytamy. Osoby pozostające po upadku komunizmu utworzyły różne społeczno-kulturalne stowarzyszenia. W rejonie Opola mniejszość niemiecka tworzy jedną trzecią ludności, w rejonie Gliwic i Katowic około 5%. Mieszkańcy są zadowoleni, że dzięki napastnikom Klose i Podolskiemu region ten jest obiektem zainteresowania międzynarodowego. Na stwierdzenia prasy polskiej, jakoby bez Polaków niemiecka drużyna nie była tak dobra, Józef Klose reaguje z oburzeniem. J. Klose, który był graczem pierwszoligowego klubu Odra Opole, lekko rozdrażniony stwierdził, że jest Ślązakiem i Europejczykiem, a wszystko, co jego syn osiągnął w piłce nożnej zawdzięcza niemieckim klubom i jemu. Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej przygotował z okazji mundialu wystawą o graczach ze Śląska, którzy grali w polskich i niemieckich drużynach narodowych. Wystawa znajduje się w sali konferencyjnej chorzowskiego stadionu, jej twórcy podkreślają, że pięć z ośmiu bramek, jakie zdobyła niemiecka drużyna, strzelili Ślązacy Klose i Podolski. Wystawa pokazuje też tragiczną i powikłaną historię regionu Katowic. Przechodził on kilkakrotnie z rąk polskich do niemieckich i zależnie od układu sił był też pod ich wpływem. Ale dzisiaj należy to do przeszłości i wspólnie cieszymy się z sukcesów naszych napastników - pisze "Süddeutsche Zeitung".