Tylko w ubiegłym tygodniu do schroniska trafiło 20 psów. Ponieważ boksów i kojców już od dawna brakuje, psy zajęły nawet pomieszczenia gospodarcze. - Mieszkają w gabinecie lekarskim i w łazience, gdzie pracownicy mają prysznic oraz w kuchni, gdzie właściwie nie powinny przebywać - opowiada wicedyrektorka schroniska Sandra Korzycka. Problem z przepełnieniem placówki nie jest nowy, ale w ostatnim czasie bardzo się nasilił. Dawniej rzadko się zdarzało, żeby ktoś przywiązywał psa do ogrodzenia schroniska i znikał. Teraz dzieje się tak coraz częściej. - Pracownicy schroniska znajdują zwierzęta przywiązane do płotu i do okolicznych drzew. Poza tym ludzie zostawiają im zwierzęta, kiedy wyjeżdżają do pracy za granicą. Przychodzą i mówią, że już jutro wyjeżdżają i nie mają, co zrobić z psem. Wiadomo przecież, że takie decyzje nie zapadają z dnia na dzień - mówi Sandra Korzycka apelując, żeby w takich przypadkach wcześniej poszukać nowego domu dla swojego pupila. - Psy, przyzwyczajone do domowego spokoju, źle znoszą tłok i towarzystwo wielu innych zwierząt. Kiedyś spały w łóżkach swoich właścicieli, a tu czeka na nie zimny boks i od czasu do czasu pogłaskanie po głowie przez wolontariusza. Psy są zestresowane - tłumaczy Korzycka. Na szczęście schronisko nie ma poważniejszych problemów finansowych. Karmę dla psów placówka dostaje od prywatnych darczyńców ze zbiórek w szkołach i przedszkolach. Dodatkowe pieniądze będą potrzebne, kiedy zapadnie decyzja o rozbudowie schroniska. Miasto planuje zakup niewielkiej działki na ten cel. Na razie to jednak odległe plany i nie wiadomo, kiedy doczekają się realizacji.