Tragedia - przypomnijmy - rozegrała się 10 lutego ubiegłego roku i wywołała szok w Cieszynie oraz w Berlinie. 20-letnia Karina Jurczek zginęła w swoim mieszkaniu w kamienicy przy Pistoriusstrasse 29 w dzielnicy Weissensee w Berlinie. W stolicy Niemiec chciała kontynuować przerwane w Polsce studia chemiczne. Tragiczne wydarzenia zniweczyły te plany. Jak ustalili śledczy, sprawca najpierw uderzył dziewczynę w głowę młotkiem, a następnie podpalił mieszkanie i ofiarę, aby zatrzeć ślady zbrodni. Już trzy dni po morderstwie policja wpadła na trop obywatela Nikaragui - 22-letniego wówczas Carlosa Benito G. W jego mieszkaniu znaleziono przedmioty należące do Kariny - jej aparat fotograficzny i telefon komórkowy oraz klucze z adresem cieszynianki. Jednym z koronnych dowodów w sprawie były też ślady DNA sprawcy, które zabezpieczono na m.in. narzędziu zbrodni. Proces trwał trzy miesiąc. Podczas 14. rozpraw przed berlińskim sądem przesłuchano 32. świadków. - Dowody były niezbite - mówi Piotr Jurczek, ojciec dziewczyny. Sąd skazał zabójcę Kariny na dożywocie. Carlos Benito G. nie przejął się zbytnio wyrokiem. Przed sądem nie wyjaśnił motywów postępowania. W ogóle się nie odezwał. Nie wyraził też skruchy przed rodzicami zamordowanej, którzy na każdą rozprawę jeździli do Berlina i w sali rozpraw ustawiali zaramowane zdjęcie córki. Adwokat mordercy złożył apelację. Na razie 23-latek przebywa jeszcze w pojedynczej celi w areszcie śledczym. TWO