Niektóre możliwości wózka Świtaj zaprezentował w środę w Jastrzębiu-Zdroju podczas konferencji prasowej z udziałem Anny Dymnej - szefowej Fundacji "Mimo wszystko". Fundacja pomaga mu w zbieraniu pieniędzy na specjalistyczny sprzęt, od blisko roku zatrudnia go też do wyszukiwania osób w podobnej do jego sytuacji. Janusz Świtaj w lutym ub. roku wnioskował do sądu o umożliwienie mu zaprzestania uporczywej terapii w razie śmierci jednego z rodziców opiekujących się nim stale od 9 lat w małym mieszkaniu na ósmym piętrze jastrzębskiego bloku. Jego apel odbił się echem w mediach, stając się m.in. przyczynkiem do dyskusji o losie sparaliżowanych osób w Polsce. Sam Świtaj stale podkreśla, że nie walczy tylko o siebie. W środę mówił również o zaangażowaniu wielu życzliwych ludzi i instytucji, dzięki którym jego życie w ciągu ostatniego roku bardzo się zmieniło - rozpoczął pracę w fundacji Anny Dymnej oraz naukę w liceum dla dorosłych. Teraz otrzymał wózek, który umożliwi mu opuszczanie mieszkania. - Walczę o prawo wyboru zaprzestania uporczywej terapii, ale nie muszę z niego korzystać. Będę jednak starał się doprowadzić tę sprawę do końca. (...) Wózek nie odbiega technologią od bolidu Roberta Kubicy, tylko prędkością. Znacznie bardziej będę jednak uśmiechał się za parę lat, gdy będę wiedział, że podobnych wózków jest w kraju chociaż dziesięć - mówił Świtaj. Zarówno on sam, jak i przedstawiciele firmy, która dostarczyła mu sprzęt, podkreślali w środę, że w Polsce nie ma dotąd wózków sterowanych za pomocą oddechu i ruchu ust użytkownika. Dlatego na razie traktują go jako prototyp, który w najbliższym czasie, w miarę testowania przez Świtaja, będzie dostosowywany do jego indywidualnych potrzeb. Na razie sparaliżowany 33-latek uczy się jego samodzielnej obsługi. Choć na konferencję przyjechał ze swojego domu właśnie na nim, był kierowany przez specjalistę. Podczas prezentacji wykonał jednak kilka piruetów, włączał światła i kierunkowskazy. Pokazywał też, w jaki sposób może odchylać jego siedzisko zmieniając pozycję ciała, co umożliwia długotrwałe w nim przebywanie. Wózek Janusza Świtaja waży ok. 160 kilogramów, jego akumulatory pozwalają na ok. 11 godzin używania bez doładowywania, może rozwijać prędkość do 12 km/h. Prócz respiratora, bez którego Świtaj nie może oddychać, zamontowano w nim m.in. funkcje zmian ustawień siedziska, a także zdalnego sterowania za pośrednictwem jego układów innymi urządzeniami. Koszt wózka to ok. 200 tys. zł. Na specjalnie utworzonym na jego zakup subkoncie Fundacji "Mimo Wszystko" zgromadzono ok. 240 tys. zł - m.in. dzięki osobom, które przekazywały na zakup wózka 1 proc. swego podatku. Wagę korzystania z tej możliwości akcentowała w środę Anna Dymna, która mówiła, że właśnie tacy ludzie "podarowali Januszowi wolność". - Dzisiaj jesteśmy świadkami, jak spełnia się jakieś marzenie. Ale to też taki symboliczny moment, gdy widzimy, że ludzie w Janusza sytuacji nie muszą być całkowicie ubezwłasnowolnieni. (...) Janusz uświadomił nam, że człowiek nawet sparaliżowany jest człowiekiem. Nad tym nikt w Polsce się nie zastanawiał - mówiła Dymna. - Jesteś zdumiewający, bo stałeś się symbolem przez to, że masz wewnętrzną siłę, radość życia. (...) Jak myślę o twojej sytuacji, gdzieś tam są skupione wszystkie problemy osoby niepełnosprawnej. Ty je umiałeś wykrzyczeć, walczyć o nie, uruchomiłeś taką pomoc, gdyby nie twoja ciężka praca, nie byłoby tego twojego wózka - zwróciła się do Świtaja aktorka. Dymna podkreśliła, że pracując od marca ub. roku w fundacji, Janusz dotarł już do ok. setki ludzi znajdujących się w podobnej do jego sytuacji. - Sam fakt, że do nich dzwoni, że zadaje im pytania, to już największa pomoc. Taki człowiek wie, że nie jest sam, że ktoś o nim myśli. A Janusz lepiej niż ktokolwiek inny może zrozumieć takiego człowieka - zaznaczyła. Dodała, że fundacji udaje się bezpośrednio pomóc tylko niektórym, wszystkim natomiast przekazywane są informacje, co - jako osobom niepełnosprawnym - im się należy, a także gdzie sami mogą szukać pomocy. Podkreśliła, że wiele takich osób zamyka się w domach wskutek złego lub obojętnego traktowania przez ludzi oraz system ochrony zdrowia. Świtaj przypomniał w środę, że nadal walczy w warszawskim sądzie o ustalenie prawa do żądania od państwa polskiego zaprzestania jego uporczywej terapii. Sąd okręgowy oddalił we wrześniu ub. roku jego pozew, wskazując że roszczenie nie spełnia waloru sprawy cywilnej. Wraz ze swoim pełnomocnikiem Świtaj odwołał się do wyższej instancji. Obaj uważają, że sprawa dotyczy ochrony praw podstawowych sparaliżowanego 33-latka. Dowodzą, że ochrona praw tego typu w procedurze cywilnej jest powszechnie akceptowana. Powołują się na przepis kodeksu cywilnego rozstrzygający m.in. dopuszczalność powództw o ustalenie prawa bądź stosunku prawnego, czego żądają w pozwie. Świtaj zapowiedział również, że po wakacjach ukaże się pisana przez niego przez ostatni rok autobiografia "Ecce Homo", w której m.in. przedstawi motywy swego wystąpienia do sądu w lutym ub. roku. Zaznaczył też, że za trzy lata zamierza przystąpić do matury, ponieważ od ub. roku miasto umożliwiło mu powrót do przerwanej 15 lat temu nauki w indywidualnym trybie.