O tym, że w ośrodku w Białej Wielkiej dzieje się źle, RMF informowało już dwa lata temu. Jednak dopiero teraz udowodniła to prokuratura. Cóż z tego, skoro dom nadal działa, a Marek N. "opiekuje się" starszymi ludźmi. W ciasnym wnętrzu piętrowego budynku przebywa - zdaniem świadków - ponad 50 osób. Urzędnicy są bezradni; ich nadzór polega tylko na czytaniu sprawozdań z działalności stowarzyszenia. Winią prawo. - Wojewoda, starosta, prezydent, wójt - nie można w końcu stwierdzić, kto to ma nadzór nad tą jednostką - mówi poirytowany wójt Lelowa Jerzy Szydłowski. Wojewoda śląski zwrócił się już do rządu o zmianę ustawy o stowarzyszeniach, poprosił także prokuraturę apelacyjną o nadzór nad kolejnym postępowaniem. - Ten dom powinien być zamknięty, a prezes postawiony przed sądem - podkreśla Lechosław Jarzębski. Na razie mimo zarzutów prokuratury dom w Białej Wielkiej istnieje. Co więcej, prezes stowarzyszenia zamierza uruchomić kolejną taką placówkę - tym razem w woj. świętokrzyskim.