Jak mówi Marek Szołtysek, autor książek o Śląsku, w tym o śląskiej kuchni, może ona być tłusta i kaloryczna, a organizm ciężko pracującego fizycznie człowieka na pewno takie jedzenie spali. - Bez strat na "śląskości" tych dań, można je jednak przyrządzić w bardziej dietetyczny sposób, a jeśli zjemy tylko kilka klusek zamiast kilkunastu, to śląski obiad nie musi być bardzo kaloryczny. Nieszczęście z tymi kluskami jest jednak takie, że one są bardzo dobre - przyznał w rozmowie. Szołtysek przypomniał, że kuchnia śląska była w przeszłości kuchnią ludzi biednych i jako taka nie mogła być bardzo tłusta. Dlatego w tygodniu najczęściej jedzono żur z ziemniakami, a prawdziwą bombę kalorii zjadało się w niedzielę. Na śniadanie był "grzony wurszt" czyli kiełbasa na gorąco, na obiad - rosół, rolada z kluskami i kapustą, a na podwieczorek - kołocz, czyli ciasto drożdżowe. - Na kolację nikt już nie miał siły - mówił. Jego zdaniem 99 proc. górniczych rodzin zje w Barbórkę - która w górnictwie jest dniem wolnym od pracy - właśnie typowy śląski świąteczny obiad. Roladę robi się z wołowiny, w którą zawija się coś wędzonego, np. boczek, ale może to być też kawałek kiełbasy myśliwskiej. Można dać też do środka ogórek, cebulę i - koniecznie - musztardę. Dla wielu najlepsza czerwona kapusta jest ze skwarkami z boczku, zamiast nich można jednak dodać jabłko. Kluski są być białe lub czarne - te pierwsze robi się z gotowanych ziemniaków, do drugich dodaje się też trochę startych surowych. Również niezbędny w tym daniu sos można przyrządzić w wersji kalorycznej - ze śmietaną, lub bez niej. Taki obiad to wciąż na Śląsku tradycja. - Kiedy mam spotkania z dziećmi w szkołach, to zawsze pytam: "Kto jadł w niedzielę kluski i roladę na obiad?". W mieście zgłasza się 50-60 proc. dzieci, na wsiach - ponad 90 proc., może dwoje, troje nie podnosi ręki - mówi Marek Szołtysek. Na przekonanie, że śląska kuchnia jest tłusta, może mieć też menu karczm piwnych, czyli organizowanych w okolicy Barbórki górniczych biesiad. Żelazny punkt repertuaru to golonka - jedni wyjadają tylko mięso, inni nie omijają tłuszczu, a są i zwolennicy zjadania skóry z drapiącą w gardło szczeciną. Na biesiadnym stole pojawiają się też krupnioki (kaszanka), kiełbasa oraz chleb ze smalcem, czyli "tustym". Ten ostatni górnicy zabierają też chętnie jako śniadanie do pracy. - Wielu mówiło mi, że w pracy, na dole, nie wszystko smakuje. To pewnie tak jak na Mount Evereście - też nie na wszystko ma się tam ochotę. Bardzo smakuje i sprawdza się natomiast właśnie chleb ze smalcem - podkreśla Szołtysek. Pisarz spotkał się nieraz z poglądem, że nie ma właściwie kuchni śląskiej. - Mówią mi, że rolada jest też gdzie indziej, kapusta czerwona nie tylko na Śląsku rośnie, a kluski znane są też w Berlinie czy Brandenburgii. Zawsze się paru takich mądrali znajdzie, którzy powiedzą, że to jest tylko pozbierane do kupy. Śląskość jest jednak w tym, że nikt na świecie nie stworzył takiego kompletu tych potraw. Nikt tego nie ma w tym zestawie i nigdzie indziej nie traktują tego jako obiad świąteczny - podsumował.