Zastępca dyrektora szpitala ds. lecznictwa Kazimierz Pankiewicz poinformował, że od rana chorzy przenoszeni są na oddziały, gdzie obsada lekarska jest wystarczająca. Oprócz tamtejszych lekarzy będą się nimi zajmować specjaliści z zamykanych oddziałów, którzy nie złożyli wypowiedzeń z pracy. Wewnętrzna ewakuacja z czasowo zamykanych oddziałów ma odbywać się stopniowo. Brak kilkudziesięciu lekarzy, m.in. anestezjologów z oddziału intensywnej opieki medycznej, ogranicza możliwości funkcjonowania placówki. Wyłączenie z działania OIOM-ów dla dorosłych i noworodków powoduje bowiem, że szpital może nie być w stanie zaopiekować się, np. pacjentami po poważniejszych operacjach. Według dr. Piotra Przecha z komitetu negocjacyjnego lekarzy, w poniedziałek do pracy nie stawili się wszyscy 84 specjaliści, których termin wypowiedzeń upłynął z końcem września. Lekarze podkreślają, że są gotowi do dalszych rozmów, jednak nie mogą one opierać się tylko na ostatniej propozycji dyrekcji, że mogą wrócić do pracy na dotychczasowych warunkach. - Chcemy wrócić do pracy w tym szpitalu, jeśli jednak do tego nie dojdzie - jakoś sobie poradzimy. Sytuacja tak ważnej dla regionu placówki musi zostać przez władze potraktowana poważnie. Nas chyba do piątku nikt w ten sposób nie traktował, mimo że sygnalizowaliśmy problem najmocniej jak się da, już trzy miesiące temu - powiedział Przech. Powodem decyzji o ewakuacji, podjętej w sobotę po południu przez dyrekcję szpitala, był brak porozumienia z 84 lekarzami, którym z końcem września upływa termin złożonych wypowiedzeń umów o pracę. Lekarze warunkowali swój powrót do pracy otrzymaniem podwyżek, których dyrekcja - powołując się na stan finansów placówki - odmówiła im. Dyrekcja szpitala zapewnia, że dwudniowa ewakuacja została tak zorganizowana, by zapewnić najciężej chorym pacjentom możliwie bezpieczne warunki. Chorych przewożono do innych szpitali karetkami - z wyjątkiem jednej osoby, przetransportowanej śmigłowcem na oddział intensywnej opieki medycznej szpitala w Bełchatowie. Nie potwierdziły się medialne informacje o śmierci mężczyzny, który ze względu na ograniczenie pracy szpitala im. NMP, nie został do niego przyjęty. Według poniedziałkowego "Dziennika", pogotowie w sobotę wiozło tam pacjenta na operację, nie przyjęto go jednak - ze względu na zamknięcie oddziału intensywnej terapii, gdzie po zabiegu musiałby trafić. W tej sytuacji karetkę z chorym skierowano do Bytomia. Gdy jednak jego stan pogorszył się, karetka wróciła do innego częstochowskiego szpitala, w którym - jak napisała gazeta - mężczyzna miał umrzeć. Lekarze placówki, gdzie przywieziono chorego, poinformowali w poniedziałek, że mężczyzna żyje i w najbliższym czasie podjęta zostanie kolejna próba jego zoperowania. Ordynator OIOM-u Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego im. prof. Witolda Orłowskiego w Częstochowie dr Ryszard Pertyński potwierdził PAP, że transportowanego do Bytomia starszego mężczyznę ze zdiagnozowanym tętniakiem, po decyzji lekarza z karetki rzeczywiście zawrócono do jego szpitala. - Po tym, jak pacjent trafił na nasz oddział intensywnej terapii, dyżurnemu lekarzowi udało się uzyskać poprawę jego stanu. W poniedziałek oceniliśmy, że kondycja chorego umożliwia podjęcie kolejnej próby zoperowania go w ośrodku, który przeprowadza tego typu operacje. Być może będzie to Bytom - powiedział w poniedziałek dr Petryński. Nadkomisarz Joanna Lazar z częstochowskiej policji powiedziała, że po medialnych doniesieniach o śmierci mężczyzny, funkcjonariusze rozpoczęli wyjaśnianie sprawy. Wyjaśniła, że to standardowa procedura w każdym przypadku podejrzenia popełnienia przestępstwa. Dodała też, że policjantom nie zgłoszono takiego przypadku zgonu. Od poniedziałku w częstochowskim szpitalu im. NMP nie pracuje łącznie osiem szpitalnych oddziałów i zakład radiologii. To decyzja rady społecznej szpitala, która wobec braku porozumienia wnioskowała do wojewody o zawieszenie na miesiąc pracy ośmiu zagrożonych brakiem lekarskiej obsady oddziałów i zakładu radiologii. Wojewódzki Szpital Specjalistyczny im. Najświętszej Maryi Panny to jedna z największych placówek ochrony zdrowia w regionie. Jest znany jako "szpital na Parkitce". Liczy 21 oddziałów z ok. 650 łóżkami. Upływające z końcem września wypowiedzenia złożyło 84 spośród 173 pracujących tam dotąd lekarzy.