- Zostałem legarem przyciśnięty do ziemi. Miałem głowę odwróconą na płasko, więc nie mogłem nią poruszać - opowiada pan Marek. Był ostatnią osobą, którą ratownicy wydobyli żywą spod gruzów katowickiej hali. Wyniesiono go w sobotę po godz. 22. Pod gruzami dachu w temperaturze, minus 15, 20 stopni przeleżał 5 godzin. - Miałem wrażenie, podobnie jak moi koledzy, że było strasznie gorąco. Może to była jakaś reakcja psychiczna. Nie wiem - opowiada. Posłuchaj: - Przeżyłem, bo miałem ze sobą telefon komórkowy - dodaje. Pierwszy telefon, jaki wykonał, to było 112. Ale linia była zajęta. Dopiero rodzina, do której się dodzwonił, powiadomiła odpowiednie służby: - To telefon pomógł mi wydostać się z zawalonej hali w Katowicach - opowiada reporterowi RMF jedna z ocalałych. W porę zadzwoniła po pomoc. - Zadzwoniłam po policję. Jakiś pan przyszedł, krzyczał, żeby jak najszybciej wyciągnąć komórki i dzwonić po pomoc - wspomina. Policja bardzo szybko zjawiła się na miejscu. - Pięć minut i byli. Pojawiły się wszystkie służby i od razu nam pomagali - mówi. Posłuchaj: Zobacz nasz serwis specjalny "Katastrofa w Katowicach"