Przyszedł w kopercie na Boże Narodzenie 2003 roku z ciepłymi słowami "Droga Paulinko, Ojciec Święty bardzo Ci dziękuje za liścik z życzeniami świątecznymi. Jest wdzięczny za Twoją modlitwę a sam też modli się za Ciebie i poleca Cię opiece Matki Bożej Uzdrowienia Chorych" - abp Stanisław Dziwisz z podpisem Jana Pawła II papież z życzeniami na Boże Narodzenie. Pierwszy list Paulinki leżącej wtedy w szpitalu w Krakowie zawieźli osobiście do Watykanu dobrzy posłańcy - franciszkanie z Kęt i górale z Zakopanego, którzy kilka dni przed Bożym Narodzeniem wieźli choinkę z Tatr dla papieża. Emisariuszy odszukał dzięki proboszczowi z Wilamowic ks. Michałowi Bogucie, Józef Skudlarski, społecznik, radny, człowiek, który do dziś organizuje pomoc dla dziewczynki. Pokochał ją jak córkę. Wraz z różańcem i zapewnieniami o modlitwie przyszła łaska, która nie opuszcza Pauliny do dziś. Jest całkowicie "wolna od choroby nowotworowej". O chorobie przypomina jedynie endoproteza w miejscu chorej kości. I papieski różaniec, który nosi cały czas przy sobie. Cała dokumentacja w sprawie wyzdrowienia Pauliny Wiśniowskiej jest w Watykanie. O uznaniu za cud decydują kardynałowie i specjalna komisja. - Wszystko jest w rękach Boga - uśmiecha się Skudlarski. Ks. Michał Boguta jest przekonany, że papież wyprosił dar życia dla dziewczynki. - Trzeba prosić, nie żądać i z pokorą przyjmować każdy krzyż. Modlitwa czyni cuda. Ostatni list przysłał Ojciec Święty do Kęt dwa dni przed śmiercią. - Cieszę się dobrymi wiadomościami o poprawie zdrowia Paulinki. Z wdzięcznością za modlitwy w intencji Ojca Świętego - napisał jego sekretarz i przyjaciel. Za Jana Pawła II modliły się wtedy całe Kęty. Jak on dwa lata temu za dziewczynkę umierającą na raka kości.