Władze miasta zapewniają, że to dopiero początek. Pracę w rozrośniętej administracji może stracić nawet kilkadziesiąt osób. Jak przyznaje w rozmowie z dziennikarzem RMF prezydent Mysłowic, zlikwidowano dublujące się stanowiska. - Sprzątanie jest - jak to określę - wielopłaszczyznowe. I od strony technicznej, i od strony organizacyjnej, trochę tej ludzkiej. Wszystkie trudne - przyznaje. Prace stracił już między innymi główny księgowy, dyrektor urzędu miasta i specjalista do spraw zabytków. Ich obowiązki przejęły inne wydziały. Droga do tego, by w Mysłowicach faktycznie było lepiej, jest jeszcze długa. Mimo drakońskich cięć miasto cały czas jest kilkadziesiąt milionów złotych na minusie.