Słynne słowa: "Leć Adam, leć..." po raz pierwszy zabrzmiały na skoczni w centrum Wisły. Dziś na obiekcie trenują młodzi skoczkowie KS Wisła Ustronianka. Skaczą także w Łabajowie. Wisła Ustronianka to jedyny klub w Polsce, który ma pod swoimi skrzydłami dwie skocznie narciarskie. Jeżeli jednak skoczkowie chcą potrenować w Malince albo na obiektach w Szczyrku, klub musi wyłożyć pieniądze. Jak na jego możliwości finansowe, całkiem spore. - To dla nas duży problem, że nawet chcąc trenować w rodzinnej miejscowości, na skoczni im. Adama Małysza, musimy wysupłać dodatkowe pieniądze. Miesięcznie wychodzi to od 1500 do 2000 zł. Rocznie takie treningi uszczuplają nasz budżet nawet o 24 tys. zł - wylicza Janusz Tyszkowski, prezes Wisły Ustronianki. - To dla nas potężny wydatek - nie ma wątpliwości Donat Zniszczoł, wiceprezes klubu. Zwraca uwagę na różnice w cenie obowiązujące w Beskidach i Tatrach. - Na przykład w Szczyrku miejscowi płacą 8 zł od jednego zawodnika, my wykładamy 12 zł, a w Zakopanem obowiązuje stawka 6 zł. To nierówne traktowanie - ocenia wiceprezes. Działaczy popiera poseł Jacek Falfus, członek sejmowej Komisji Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki. Jego zdaniem, kluby nie powinny płacić za wynajem skoczni. - Przede wszystkim to skocznie powinny być dalej zarządzane przez Centralny Ośrodek Sportu. Przy tym powinny być otwarte dla adeptów narciarstwa. Nie po to były budowane, modernizowane, żeby teraz stały puste. Jak chcemy naprawdę myśleć o następcach Adama Małysza, to nie możemy już na starcie blokować rozwoju młodym osobom - uważa poseł. Innego zdania jest Grzegorz Kotowicz, dyrektor Centralnego Ośrodka Sportu w Szczyrku. Mówi, że pobieranie opłat za trening to nie "widzimisię", ale prawo. - Jesteśmy zakładem budżetowym, który nie może nie pobierać pieniędzy. Obowiązuje mnie dyscyplina finansów. Opłaty, które pobieramy, są symboliczne. Gdybyśmy chcieli normalnie kasować, to wychodziłoby 100 zł od skoczka, a nie 8 czy 12 zł, jak jest obecnie - przekonuje dyrektor. Zaprzecza także pogłoskom jakoby Thomas Morgenstern, który chciał trenować w Szczyrku po godzinach otwarcia COS, miał zapłacić kilka złotych za przygotowanie torów. Ktoś puścił w świat także plotkę, że podobne problemy miał przed igrzyskami Adam Małysz na skoczni swojego imienia. - Proszę nie wierzyć w te bzdury. Przecież przygotowanie skoczni nie kosztuje kilka złotych - zapewnia. - Niestety są w sporcie patologie, które nie omijają nawet Małysza - komentuje anonimowo jeden z działaczy. STELA