Na środowym posiedzeniu przed Sądem Okręgowym w Katowicach poszkodowana nie zgodziła się na skierowanie sprawy do mediacji, czego chciał pełnomocnik Targów. Alina Rodek-Węgier pracowała jako pielęgniarka w izbie przyjęć jednego z sosnowieckich szpitali. Po wypadku, w którym została m.in. ranna w rękę, została zwolniona. Nie wiadomo, czy jej kończyna wróci kiedykolwiek do pełnej sprawności. Kobieta dostała 2 tys. zł od ubezpieczyciela hali MTK, kolejne 2 tys. od lokalnych władz i 6 tys. zł z Caritasu. Pełnomocnik MTK mec. Grzegorz Słyszyk wyraził przed sądem ubolewanie z powodu sytuacji, w jakiej znalazła się kobieta. Jednak - jak mówił - jej roszczenia, podobnie jak żądania innych ofiar wypadku, są niemożliwe do zaspokojenia z uwagi na sytuację finansową MTK. Kapitał zakładowy Targów to 50 tys. zł, a tereny MTK nie są własnością tej spółki, tylko dzierżawione - argumentował. Słyszyk wyraził też opinię, że konkurenci wykorzystują trudną sytuację MTK i odciągają od nich klientów. Jego zdaniem, jedyną szansą na zaspokojenie roszczeń ofiar jest powoływany właśnie specjalny fundusz. Jest obecnie rejestrowany i ma zostać powołany do końca roku - mówił. Pełnomocniczka Aliny Rodek-Wegier wyraziła zdanie, że mediacje są "przedwczesne", poza tym wymagają pieniędzy, których nie ma jej klientka. Wniosła, by prowadzić proces w normalnym trybie. Nie wykluczyła, że w przyszłości może dojść do ugody. W ciągu tygodnia strona powodowa ma przedstawić wnioski dowodowe. Termin kolejnej rozprawy nie został jeszcze ustalony. W rozmowie z dziennikarzami poszkodowana wyraziła wątpliwości, czy kiedykolwiek uda się jej uzyskać pieniądze z tworzonego funduszu. Pesymistycznie patrzy też na możliwość uzyskania żądanej kwoty przed sądem. - Od czasu tego wypadku nasze życie bardzo się zmieniło. To już nie jest ta sama rodzina - powiedział mąż poszkodowanej, który sam ucierpiał w katastrofie hali i także domaga się przed sądem odszkodowania. Blisko tydzień temu katowicki sąd rejonowy nakazał wypłatę prawie 25 tys. zł 25-latce z Bolechowic w Wielkopolsce, która ucierpiała w katastrofie. Był to pierwszy, jeszcze nieprawomocny, wyrok, który zapadł w licznych sprawach o odszkodowania i zadośćuczynienie, wytoczonych MTK przez poszkodowanych w katastrofie i rodziny osób, które wówczas zginęły. Wcześniej katowicki sąd zaocznie wydał wyrok w innej podobnej sprawie, ale po odwołaniu MTK sprawa trafi na wokandę i będzie rozpatrywana w normalnym trybie. W Sądzie Rejonowym w Katowicach jest ok. 15 pozwów, które przeciwko MTK złożyli poszkodowani w styczniowej katastrofie. Część z nich zostało skierowanych do mediacji. Zgodnie z przepisami, do sądu rejonowego trafiają pozwy, w których roszczenia nie przekraczają 75 tys. zł. Te, w których strona powodowa żąda wyższych kwot, trafiają do Sądu Okręgowego w Katowicach. W tym sądzie jest ok. 25 pozwów dotyczących katastrofy. Najwyższa kwota roszczenia wynosi ponad 1,5 mln zł. W październiku, po nieudanej próbie mediacji, przed Sądem Okręgowym w Katowicach ruszył proces, jaki wytoczył MTK Zbigniew Wełmiński z Krakowa. Jest on ostatnim z żywych poszkodowanych, wydobytych przez ratowników z rumowiska zawalonej hali. Żąda 100 tys. zł zadośćuczynienia i dwóch tys. zł renty. MTK wniosły o oddalenie powództwa i zawieszenie sprawy do czasu rozstrzygnięcia postępowania karnego dotyczącego katastrofy. Sąd nie przychylił się do tych wniosków. Zgodnie z zapowiedziami, Fundusz Pamięci Ofiar Katastrofy w MTK ma gromadzić i wypłacać pieniądze ofiarom katastrofy. Szczegółów jego finansowania jednak dotąd nie podano. - Teraz nie jest moment na to, żeby ujawniać informacje, które są poufne. Cześć donatorów zastrzegła poufność - powiedział w środę dziennikarzom mec. Słyszyk. Przedstawiciele MTK mówili wielokrotnie, że lawina wygranych przez poszkodowanych procesów może spowodować upadłość MTK, a to przekreśliłoby szanse na wypłatę środków. Dlatego Targi chciałyby, aby roszczenia ofiar zaspokajał właśnie Fundusz. Hala zawaliła się 28 stycznia podczas wystawy gołębi pocztowych. Po katastrofie aresztowano trzech szefów MTK oraz dwóch projektantów hali. Według prokuratury, ich zaniedbania przyczyniły się do tragedii. Śledztwo w sprawie katastrofy ma zakończyć się najpóźniej w lutym przyszłego roku.